Piszemy o tym od lat. Cytujemy kolejne analizy ONZ, NASA oraz polskich naukowców i instytucji, a Polakom wciąż się wydaje, że mamy za dużo wody i 1000 jezior mazurskich. Wciąż wracamy do powodzi stulecia z 1997 roku i wciąż niewiele robimy, żeby przed suszą i powodzią się chronić. Polacy nie mają podstawowej wiedzy o kryzysie wodnym i nie ma tych informacji w programach nauczania. Co więcej politycy unikają tego tematu. Przypominają sobie o nim na chwilę w okolicy sierpnia, gdy w ramach sezonu ogórkowego media pytają o susze i odszkodowania dla rolników. Tymczasem sytuacja jest więcej niż poważna. Jest dramatyczna i niestety będzie coraz gorzej.
Z ONZ związany od 2002 roku. Przez 12 lat pracownik Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP), największej agendy ONZ zajmującej się zrównoważonym rozwojem. W latach 2009-2014 dyrektor biura UNDP w Polsce. Od 2004 do dziś Przedstawiciel i Prezes polskiej sieci firm, miast, uczelni wyższych oraz organizacji pozarządowych współtworzących w ramach ONZ United Nations Global Compact - Inicjatywę Sekretarza Generalnego ONZ na rzecz współpracy z biznesem.Prywatnie optymista, mól książkowy i uważny obserwator. Zawodowo prawnik i apolityczny ekspert patrzący na zmieniający się świat na chłodno i z dystansu.
Dlaczego bijemy na alarm? Bo mamy alarmujące dane. Przyjrzyjmy się Warszawie. W marcu temperatura w stolicy była o ponad dwa stopnie wyższa od średniej. Norma w marcu to 2,8 stopnia a mieliśmy ponad 5 stopni C. Wisła przy stołecznej stacji pomiarowej ma zaledwie 77 centymetrów. Opady w centralnej Polsce są śladowe. W stolicy nie padało od miesiąca. Zagrożenie pożarami jest w w większości polskich lasów, a część z nich już płonie.
Tylko na Mazowszu przed świętami płonęły lasy w ponad 20 lokalizacjach i odnotowano 150 pożarów łąk i traw. Podobna sytuacja jest w całej Polsce. Już teraz Lasy Państwowe zapowiedziały, że na działania przeciwpożarowe wydadzą nie mniej niż 100 milionów złotych. Jest tak sucho, że możemy mieć w tym roku jedną z największych susz i plagę pożarów. Jej skala może być bezprecedensowa.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Jeszcze zimą, przed zdominowaniem mediów pandemią COVID-19, było wiadomo że w sześciu regionach Polski mieliśmy suszę atmosferyczną. Teraz IMiGW oraz Wody Polskie przedstawiły uaktualnione dane. Wynika z nich, że w Wielkopolsce, na Dolnym Śląsku i Kujawach sumy opadów za grudzień nie przekroczyły 40-60 proc. normy wieloletniej. W styczniu, na południu Polski, deficyt opadów sięgnął już 50 proc. normy. W lutym i marcu trochę popadało, ale zrobiło się nagle cieplej i zwiększyło się parowanie. W efekcie - w związku z bardzo niskim opadem w zimie - i brakiem śniegu już dziś zagrożenie suszą rolniczą obejmuje 10 województw, a ponad 38 proc. terenów leśnych i rolniczych jest w najwyższej, IV klasie zagrożenia suszą. Tymczasem my rozmawiamy nadal o COVID-19 i nie widzimy nadciągającej katastrofy.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Co jest przyczyną suszy i braków wody? Kryzys klimatyczny i w efekcie coraz krótsze zimy i brak śniegu. Pokrywa śnieżna jest kluczowa. Powinna utrzymywać się do przełomu lutego i marca. Woda z topniejącego powoli śniegu mogłaby powoli zasilać rośliny i utrzymywać odpowiednią wilgotność ziemi, wtedy gdy przyroda tej wody najbardziej potrzebuje. Tylko przy tych warunkach możemy mówić o podstawie do dynamicznego wzrostu roślin. Zarówno tych na polach jak i tych tworzących puszcze, lasy, mokradła, dzikie łąki i nieużytki. Deszcz który pada w zimie - tracimy. Zanim rośliny mogłyby z niego skorzystać, woda deszczowa już dawno będzie w Bałtyku. Deszcz, który spadnie w lecie, może nam ulżyć tylko na chwilę. Na skutek wysokich temperatur odparuje. To teraz potrzebujemy wody!
Czy to normalne, że trawa schnie na wiosnę? Że trzeba podlewać ogród w marcu i kwietniu? Nie jest to normalne. Przyroda pokazuje nam, że przesadziliśmy. Że rozregulowaliśmy klimat i teraz czas na zmierzenie się ze skutkami. Już teraz są odczuwalne.
Susza na wiosnę ma ogromny wpływ na rośliny i zwierzęta. Rośliny są na początku okresu wegetacji i bez wody zmarnieją. Cierpią drzewa, bo wysuszone są bardziej podatne na atak owadów, a w późniejszym okresie także innych chorób. Zwierzęta z trudem znajdują wodę w coraz mniejszych oczkach wodnych. Na końcu suszę odczujemy my. Ludzie. Ceny żywności będą znacznie wyższe. Zapłacimy więcej za nowalijki, będzie mało owoców i warzyw.
Czy moglibyśmy lepiej zarządzać wodą w Polsce, skoro jest jej tak mało? Oczywiście, tyle że tego nie robimy.
Na początek kilka faktów, z którymi musimy się zmierzyć. W Polsce łączna objętość wody zmagazynowanej w zbiornikach retencyjnych stanowi niespełna 6 proc. objętości średniego rocznego odpływu rzek. Jest to jedynie połowa średniej wartości europejskiej, oraz połowa wartości tego, co uważane jest za konieczne do zapewnienia strategicznego zasobu na wypadek katastrofy.
Pisząc mniej naukowo.
Jeśli przyjmiemy, że nasza wanna w łazience to Polska, a zgromadzona w niej woda to wszystkie polskie rzeki, a odpływ to nasz kochany Bałtyk, to z pełnej wanny do Bałtyku trafi 94 proc. wody słodkiej i ją bezpowrotnie stracimy, bo stanie się słona. Te 6 proc. wody, która została na dnie wanny, to nasze zdolności magazynowania wody słodkiej. Sami Państwo przyznają że wygląda to gorzej, niż źle. Zwłaszcza jak uświadomimy sobie, że Hiszpanie magazynują 45 proc. wody a wciąż mają ogłoszony kryzys wodny.
Wniosek?
Niedobory wody w Polsce i postępujący kryzys wodny powinien być jednym z najważniejszych priorytetów dla rządzących, bo bez wody zagrożony będzie byt zamieszkujących terytorium Polski ludzi, a przy jej cyklicznych niedoborach zagrożone będą polskie lasy i polskie rolnictwo. Coraz częstsze będą susze i pożary lasów, a kornik drukarz dobierze się do wszystkich drzew o płytkim systemie korzeniowym. Zwyczajnie zaczną usychać. Jeśli do tego czarnego scenariusza dodamy model wzrostu temperatur dla Polski i naszego regionu - do 2100 roku - opracowany przez NASA to już się robi bardzo nieprzyjemnie.
Temperatury będą rosnąć, a wody będzie coraz mniej. To nie scenariusz filmu katastroficznego, który dotknie przyszłe pokolenia, ale nasza polska rzeczywistość. Tyle, że jej nie dostrzegamy. Polska już stepowieje. Łódzkie jest jednym z najbardziej zagrożonych brakiem wody regionem, mamy ponad 60 miejscowości okresowo pozbawionych wody, a sceptykom, którzy dotarli z czytaniem aż tutaj i wciąż nie dowierzają, polecam wycieczkę na pojezierze gnieźnieńskie. Tam jeziora utraciły 30 proc. wody a linia brzegowa cofnęła się o kilka - a w niektórych miejscach - o kilkadziesiąt metrów.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Dlatego mam do Państwa prośbę. Podczas tych szczególnych świąt zwróćcie uwagę na wodę. Szanujcie ją. Ona daje życie, ale musi jej wystarczyć dla wszystkich. Wracając do porównania z wanną. Jedna kąpiel to 120 litrów wody, jeden szybki prysznic to 40 litrów. Zacznij od siebie i zamiast kąpieli przeproś się z prysznicem. Natura na pewno podziękuję Ci najpiękniej jak potrafi.