Od kilku tygodni jednym z głównych tematów oświatowych stało się rozważanie możliwości podjęcia przez nauczycieli strajku włoskiego, jako kontynuacji rozpoczętego w marcu protestu dotyczącego zbyt niskich wynagrodzeń. Apogeum akcji protestacyjnej miało miejsce w kwietniu, gdy doszło do strajku znacznej części nauczycieli. Ów strajk w istocie nie przyniósł nauczycielom spełnienia postulatów płacowych, które miały niezbyt realny charakter (słynne 1000 zł podwyżki dla każdego nauczyciela, w trakcie strajku ten postulat został nieco zmodyfikowany). Jego organizatorzy ogłaszając jego przerwanie, twierdzili, że wrócą do tej formy protestu po wakacjach. Jednak w międzyczasie zmieniły się nastroje wśród nauczycieli, również wśród tych, którzy w kwietniu strajkowali.

REKLAMA

Zdecydowanej większości strajkujących udział w tej formie protestu przyniósł wymierne straty finansowe, gdyż za czas powstrzymywania się od pracy nauczyciel nie otrzymuje wynagrodzenia. Jest to logiczne i zgodne z obowiązującym prawem rozwiązanie, stąd też trudno zrozumieć, że wielu strajkujących było zaskoczonych jego zastosowaniem. Tak na marginesie, związki zawodowe organizujące strajk powinny dysponować funduszem strajkowym, z którego strajkujący mogliby otrzymywać pieniądze równoważące utratę wynagrodzeń za okres strajku. Jeżeli związek nie dysponuje takim funduszem w wysokości umożliwiającej pokrycie strajkującym utraconych wynagrodzeń, to powinien poważnie rozważyć czas trwania strajku, tak aby nie narażać swoich członków na straty finansowe. Stąd też ogłaszanie bezterminowego strajku, z którym mieliśmy do czynienia w kwietniu jest co najmniej nierozsądne. Drugim elementem obniżającym poziom gotowości do protestów wśród nauczycieli była realizacja zapowiedzianych przez rząd podwyżek oraz ukazanie przez ministra edukacji perspektywy poprawy sytuacji płacowej nauczycieli w najbliższych latach. Obecnie można odnieść wrażenie, że wśród nauczycieli dominuje oczekiwanie na spełnienie przez rząd płacowych obietnic, nie tylko w kontekście podwyżek, ale również wzmocnienia elementów motywacyjnych w systemie nauczycielskich wynagrodzeń.

Sądzę, że zdając sobie sprawę z nastrojów panujących wśród nauczycieli inicjatorzy kwietniowego strajku, czyli ZNP i Forum Związków Zawodowych zdecydowali się na przygotowania do podjęcia strajku włoskiego, w ramach którego ma miejsce skrupulatne wypełnianie przez pracowników swoich obowiązków służbowych. Pierwotny termin rozpoczęcia tej formy protestu ogłoszono na 15 października. Jednak w tym dniu strajk włoski się nie rozpoczął. Wydaje się, że związkowcy rozminęli się tym razem z nauczycielskimi nastrojami, ale równie istotnym problemem okazało się precyzyjne określenie zadań nauczycielskich wykonywanych w trakcie strajku włoskiego. Dopiero w ostatnich dniach mogliśmy dowiedzieć się, że ZNP przygotowuje instrukcje dla nauczycieli określające zasady prowadzenia strajku włoskiego.

Kłopoty z formułą strajku włoskiego w oświacie wynikają z niedoprecyzowania obowiązków służbowych nauczycieli. Oto art. 42 Karty nauczyciela określa tygodniowy czas pracy nauczyciela na maksimum 40 godz. W ich ramach - jak czytamy w dalszej części owego artykułu - nauczyciel powinien realizować swoje pensum zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych prowadzonych bezpośrednio z uczniami (w szkołach jest to "słynne" 18 godz.), inne czynności wynikające z zadań statutowych szkoły, w tym zajęcia wychowawcze i opiekuńcze, uwzględniające zainteresowania i potrzeby uczniów, zajęcia i czynności związane z przygotowaniem się do zajęć, samokształceniem i doskonaleniem zawodowym. W ramach swojego czasu pracy nauczyciel ma również obowiązek uczestniczyć w przeprowadzaniu egzaminów zewnętrznych. Głównym powodem kontrowersji związanych z czasem pracy nauczycieli i ich obowiązkami są sformułowania typu "inne czynności wynikające ...", jak również kwestie czynności związanych z przygotowaniem się do zajęć i doskonaleniem swoich umiejętności. Wobec niezbyt precyzyjnego określenia zadań służbowych nauczycieli w Karcie nauczyciela dyrektorzy mogliby stając w obliczu strajku włoskiego dokonać precyzyjnego rozpisania czterdziestogodzinnego tygodnia pracy na zadania wykonywane przez nauczyciela, a następnie rozliczać ich z tego. Wówczas mogłoby się okazać, że nauczyciele prowadząc strajk włoski byliby bardziej obciążeni niż wykonując swoje codzienne obowiązki bez tej formy protestu.

Wobec powyżej zasygnalizowanej sytuacji można rozważyć zmianę zasad organizacji pracy nauczycieli. I tak ich obowiązkowy tygodniowy wymiar czasu pracy mógłby zostać precyzyjnie określony w odniesieniu do każdej z obowiązkowych czynności. Można także pomyśleć o wprowadzeniu obowiązku przebywania nauczyciela w placówce przez określoną liczbę godzin w tygodniu, wyższą od liczby godzin wynikających z pensum np. na poziomie trzydziestu godzin. Byłby to czas umożliwiający nauczycielowi odbywanie indywidualnych spotkań z rodzicami, wspierania uczniów mających kłopoty z nauką, ale również uczniów zdolnych, jak też pozwalający na zorganizowanie poważnego wewnątrzszkolnego, bieżącego doskonalenia nauczycieli. Przy takiej formie organizacji czasu pracy nauczyciele mieliby czas na poprawę prac uczniowskich w szkole, a generalnie nie musieliby wykonywać swoich obowiązków służbowych w domu. Tak na marginesie, po wprowadzeniu takiego systemu pracy nauczycieli, być może skończyłyby się dyskusje o ich niskim wymiarze czasu pracy. Równolegle z taką zmianą mogłoby też dojść do podwyżki nauczycielskich wynagrodzeń. Może warto spokojnie zastanowić się nad takim rozwiązaniem?