W minionym tygodniu dominującym tematem oświatowym w mediach była kwestia ewentualnej likwidacji gimnazjów i związanej z tym przebudowy obecnej struktury polskiego szkolnictwa.
Planowane zmiany mają doprowadzić do powstania zamiast czterech trzyletnich etapów kształcenia (chociaż w istocie mamy do czynienia z systemem 3+3+4+2, gdyż podstawa programowa dla pierwszej klasy szkoły ponadgimnazjalnej stanowi bezpośrednią, finalną kontynuację podstawy programowej gimnazjum) trzech czteroletnich. W efekcie powróciłoby do polskiego szkolnictwa czteroletnie liceum ogólnokształcące oraz pięcioletnie technikum. Właśnie powrót szkół maturalnych w poprzednio istniejącej (przed 2002 r.) strukturze systemu oświatowego wydaje się najważniejszym elementem planowanych zmian.
Struktura systemu szkolnego to jedynie forma, a od niej dużo ważniejsza jest treść nauczania
Muszę jednak zaznaczyć, że trudno o tych zmianach poważnie rozmawiać bez znajomości planowanej do wprowadzenia wraz z nimi nowej podstawy programowej, gdyż struktura systemu szkolnego to jedynie forma, a od niej dużo ważniejsza jest treść nauczania. Dyskutując dzisiaj o strukturze polskiego szkolnictwa nie można zapominać, że katastrofę jakości kształcenia, z jaką obecnie mamy do czynienia spowodowała nie tyle zmiana struktury szkolnej, związana z reformą z czasu rządów AWS-u, ale "radosna" działalność ekipy tria pań Hall - Szumilas - Kluzik-Rostkowska, a szczególnie wprowadzona przez pierwszą z nich podstawa programowa kształcenia ogólnego. To właśnie ta podstawa, powszechnie zresztą krytykowana, uśmierciła ostatecznie tradycyjny i sprawdzony polski model dwunastoletniego kształcenia ogólnego. Zamiast niego pojawił się w istocie dziesięcioletni model nauczania ogólnego, z nałożonym na niego finalnym dwuletnim etapem silnego profilowania. Nie mogę nie zauważyć, iż minister Hall zrealizowała w ten sposób peerelowski plan (na szczęście nie wprowadzony wówczas w życie) dziesięcioletniego kształcenia ogólnego.
Po wprowadzeniu nowej podstawy programowej w sposób niezwykle wyrazisty ujawniły się kłopoty z jakością kształcenia młodych Polaków
To właśnie po wprowadzeniu nowej podstawy programowej w sposób niezwykle wyrazisty ujawniły się kłopoty z jakością kształcenia młodych Polaków. Nowa podstawa programowa oparta jest na liniowej konstrukcji programów nauczania, z założeniem budowania przez nauczycieli autorskich programów, przy czym jednym z najbardziej ryzykownych jej rozwiązań była bezpośrednia kontynuacja programowa nauczania gimnazjalnego w pierwszych klasach szkół ponadgimnazjalnych, czyli założenie, że wszyscy uczniowie przyjdą do określonej szkoły ponadgimnazjalnej, kończąc różne gimnazja, z identycznym przygotowaniem. Innym zupełnie nieprzemyślanym pomysłem było założenie, że szesnastolatek (a niebawem piętnastolatek) będzie w stanie wybrać w sposób ostateczny swoją dalszą ścieżkę edukacyjną. Oprócz tego kompletnie nie zadbano o właściwe przygotowanie nauczycieli do realizacji takiej koncepcji kształcenia. Przyniosła ona w efekcie zdemolowanie nie tylko nauczania przedmiotów humanistycznych w polskiej szkole (o czym wiele pisano i mówiono), ale również o wiele większą katastrofę w obszarze kształcenia matematyczno - przyrodniczego. O tej drugiej kwestii w przestrzeni publicznej praktycznie nie rozmawiano, co niewątpliwie związane jest z ciągłym spychaniem tej części kształcenia ogólnego na drugi plan. Trzeba także przypomnieć, że nowa koncepcja kształcenia ogólnego mogła mieć jakiś sens, gdyby chociaż w sposób poważny powiązano ją z formułą matury, czego jednak nie zrobiono.
Ostatnie osiem lat to okres ciągłego obniżania wymagań w polskiej oświacie
Poza tym nie można zapominać, że ostatnie osiem lat to okres ciągłego obniżania wymagań w polskiej oświacie. W tej materii znowu szczególne "osiągnięcia" ma minister Hall, która m.in. umożliwiła promocję uczniów, również w szkołach średnich i gimnazjach, z oceną niedostateczną. Równocześnie ona i jej następczynie nie szczędziły wysiłku, aby coraz bardziej obniżać rzeczywiste maturalne wymagania dla uczniów, deklarując przy tym coś zgoła innego. Ma to fatalne skutki dla poziomu wykształcenia młodych ludzi podejmujących studia (zdanie matury warunkuje bowiem w Polsce podjęcie studiów). W maturalnej materii niezwykłym pomysłem było wprowadzenie do zbioru warunków zdawalności konieczności przystąpienia ucznia do egzaminu z wybranego przedmiotu na poziomie rozszerzonym bez określenia progu zdawalności, czyli założenie, że wynik tej części matury nie ma żadnego znaczenia dla jej zdania.
Kluczowe znaczenie ma ograniczenie miejsc kształcenia nauczycieli do uniwersytetów spełniających wysokie wymagania jakościowe
W kontekście już zakreślonych bardzo poważnych problemów, z jakimi zmaga się dzisiaj polska oświata warto spokojnie i bez zbytniego pośpiechu podejść do planowanych zmian strukturalnych, aby w sporach wokół nich nie zostały zagubione sprawy o fundamentalnym znaczeniu. Wśród nich znajdują się również kwestie kształcenia i dokształcania nauczycieli oraz uporządkowania spraw związanych z wymaganymi od nich kwalifikacjami. W tej materii kluczowe znaczenie ma ograniczenie miejsc kształcenia nauczycieli do uniwersytetów spełniających wysokie wymagania jakościowe. Obecnie bowiem mamy do czynienia z sytuacją wręcz skandaliczną, gdy nauczycieli kształci się w szkołach wyższych o wątpliwej wartości na edukacyjnym rynku, ba niektóre uprawnienia nauczycielskie można uzyskać poza uczelniami poprzez kursy kwalifikacyjne.
Na początek proponuję zmiany w zasadach oceniania i promowania uczniów
Rejestr problemów, z jakimi musi zmierzyć się nowy minister edukacji jest o wiele obszerniejszy, jednak kluczowe zadanie, przed jakim stanie, to przezwyciężenie kryzysu jakości kształcenia i przywrócenie poważnych wymagań do naszej oświaty. Stąd też zanim rozpoczniemy debatę o gimnazjach trzeba dokonać rzetelnej analizy obecnego stanu polskiej szkoły, a następnie przystąpić do generalnej kompleksowej naprawy. Na początek proponuję zmiany w zasadach oceniania i promowania uczniów poprzez likwidację możliwości promocji z oceną niedostateczną, ograniczenie do sytuacji wyjątkowych (precyzyjnie uzasadnionych) stosowania oceny dopuszczającej w ramach klasyfikacji końcoworocznej oraz opracowanie logicznych wymagań kwalifikacyjnych dla nauczycieli, a także nowych standardów ich kształcenia w połączeniu z uporządkowaniem rynku szkół wyższych mogących takie kształcenie prowadzić. Obok tego powinna zostać przygotowana nowa podstawa programowa przywracająca dwunastoletni model poważnego kształcenia ogólnego, z rozsądnym zrównoważeniem kształcenia humanistycznego i matematyczno - przyrodniczego. Po przeprowadzeniu tych działań w sposób wręcz naturalny wyłoni się nowa struktura naszego systemu szkolnego i nie będzie nam grozić ugrzęźnięcie w jałowych sporach o "być, albo nie być gimnazjum".
Dzisiaj mamy do czynienia w Polsce z edukacją bez poważnych wymagań, w której kompletnie zatracone zostały kluczowe dla dobrego kształcenia wartości. W efekcie coraz częściej możemy ze smutkiem obserwować przysłowiowy triumf człowieka pospolitego, co naturalnie ma fatalne skutki dla jakości stanu polskich spraw. Trupów w szafach MEN jest bardzo dużo, stąd też nowy minister edukacji stanie przed prawdziwie herkulesowymi wyzwaniami. Sprostanie im będzie od niego wymagało ogromnej rozwagi, spokoju, umiejętności współpracy z różnymi środowiskami i skuteczności w przekonywaniu do swoich racji obywateli.
Trupów w szafach MEN jest bardzo dużo, stąd też nowy minister edukacji stanie przed prawdziwie herkulesowymi wyzwaniami.