9 grudnia został skierowany do prac sejmowych rządowy projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty. W jego treści znajdują się m.in. kwestie powrotu do obowiązku rozpoczynania szkolnej nauki przez siedmiolatki (z daniem rodzicom możliwości decydowania o jej rozpoczynaniu przez sześciolatki) oraz wyraźne wzmocnienie kompetencji kuratorów oświaty kosztem samorządów. Niestety, autorzy tej nowelizacji zupełnie pominęli kwestię o newralgicznym znaczeniu dla poprawy jakości kształcenia w Polsce, czyli przywrócenie do polskich szkół poważnych wymagań.

REKLAMA
Jednym z najpoważniejszych problemów polskiej szkoły jest dramatyczne obniżenie stawianych uczniom wymagań

Zresztą ta sprawa dotychczas w ogóle nie pojawiła się w żadnej wypowiedzi nowej minister edukacji Anny Zalewskiej, która wielokrotnie podkreślała, że zamierza odbudować dobrą polską szkołę. W jej wypowiedziach bardzo często pojawiają się propozycje gruntownych zmian, jednak bez chociażby śladowego zaznaczenia, iż jednym z najpoważniejszych problemów polskiej szkoły jest dramatyczne obniżenie stawianych uczniom wymagań, przejawiające się m.in. w możliwości promowania (również w szkołach średnich) uczniów z ocenami niedostatecznymi, czy też w swoistym żarcie z wymagań maturalnych, jakim jest obecność wśród warunków zdania matury konieczności przystąpienia do egzaminu na poziomie rozszerzonym z jednego przedmiotu, ale bez określenia progu zdawalności.

Tymczasem bez przywrócenia do polskich szkół prawdziwych wymagań nie będzie możliwe podniesienie poziomu kształcenia. Stąd też warto poważnie potraktować tę sprawę i od niej zacząć program ratunkowy dla polskich szkół.

Niestety nie wszyscy nauczyciele spełniają konieczne dla dobrej jakości nauczycielskiej pracy wymagania

Nie można nie zauważyć, iż nowa minister edukacji – podobnie, jak praktycznie wszyscy jej poprzednicy – stara się unikać podejmowania kwestii jakości pracy nauczycieli. Tymczasem, ta bardzo trudna i drażliwa sprawa także powinna zostać poważnie potraktowana, gdyż niestety nie wszyscy nauczyciele spełniają konieczne dla dobrej jakości nauczycielskiej pracy wymagania. Nie jest przypadkiem, że niezbyt liczna grupa nauczycieli skłonna była skorzystać z możliwości tworzenia autorskich programów nauczania (naturalnie w oparciu o podstawę programową), czy też spora ich grupa jest bardzo niechętna do wykorzystywania do oceny jakości pracy szkoły pomiaru edukacyjnej wartości dodanej (EWD). Nie można pominąć milczeniem, iż dla niemałej liczby polskich gimnazjów i liceów ma ona wartość ujemną, co oznacza, że szkoły te marnują potencjał swoich uczniów. Z wypowiedzi minister Anny Zalewskiej wynika, że już w bieżącym roku szkolnym może zostać zlikwidowany sprawdzian dla szóstoklasistów, co uniemożliwi pomiar EWD dla gimnazjów.

Naturalnie formuła polskich egzaminów zewnętrznych wymaga gruntownej zmiany, ale nie ma żadnych powodów, aby ograniczać ich liczbę, gdyż mogą one być – po poprawie ich jakości i zmianie formuły – znakomitym narzędziem diagnostycznym do oceny poziomu pracy szkół. Ich ograniczenie, czy też likwidacja byłaby sygnałem niechęci władz do prowadzenia zobiektywizowanej oceny jakości pracy szkół (przejawiała ją zresztą poprzednia ekipa MEN). Niestety, taki kształt proponowanych zmian w systemie oświaty nasuwa przypuszczenie, iż są one kreowane pod silnym wpływem nauczycielskich związków zawodowych. Tymczasem warto, aby minister edukacji podjęła również rozmowy chociażby z grupującymi najlepszych i najaktywniejszych nauczycieli stowarzyszeniami nauczycieli przedmiotowych. Być może wówczas miałaby inne spojrzenie na istotne problemy polskiego szkolnictwa.

Po lekturze projektu nowelizacji ustawy oświatowej oraz zapoznaniu się z programem projektowanych przez ekipę obecnej minister edukacji działań muszę stwierdzić, że szansa na

uleczenie przez nie polskiej oświaty jest minimalna. Nauczanie i wychowanie nieodłącznie wiążą się z pracą nad pokonywaniem własnych słabości, doskonaleniem swojego charakteru, czyli z pokonywaniem wzrastających wymagań. Bez tego mamy do czynienia z edukacyjną fikcją, która stanowi poważny problem nie tylko w Polsce. Absolwent szkoły bez wymagań, a taką w istocie jest dzisiaj polska szkoła, jest bezradny w zderzeniu z problemami rzeczywistości. Zamiast podejmować rozmaite działania, które mają uniemożliwić powstawanie szkół publicznych bez Karty nauczyciela (co stanowi istotny cel proponowanych zmian w ustawie oświatowej) warto wreszcie podjąć poważne działania w celu wprowadzenia do polskiej oświaty autentycznie motywacyjnego systemu wynagrodzeń dla nauczycieli, w którym w istotny sposób ich wysokość będzie zależała od jakości i efektów ich pracy.

Innymi słowy należy zacząć ze szczególną troską traktować i promować dobrych nauczycieli, których na szczęście nie brakuje, zamiast koncentrować swoją uwagę na obronie ludzi, którzy na miano nauczyciela zwyczajnie nie zasługują.

Trzeba wyraźnie stwierdzić, że w zdecydowanej większości przypadków zmiana formuły szkoły publicznej (z zachowaniem jej publicznego charakteru) z prowadzonej przez samorząd na prowadzoną przez podmiot niepubliczny przynosi istotną poprawę jakości jej pracy, czyli z punktu widzenia ucznia jest to zmiana korzystna. Równocześnie zwiększając tak mocno kompetencje kuratorów oświaty autorzy nowelizacji zupełnie pominęli konieczność wyraźnego podniesienia merytorycznych wymagań stawianych kandydatom aspirującym do kierowania regionalną oświatą. Trzeba pamiętać, że kurator oświaty nie powinien być tylko bezrefleksyjnym wykonawcą poleceń ministra, ale również kimś, kto potrafi wspierać wartościowe lokalne (samorządowe) pomysły oświatowe oraz być reprezentantem regionalnej oświaty wobec ministra. W związku z tym wątpliwości budzi kompletne zmarginalizowanie w składzie wybierającej go komisji konkursowej przedstawicieli samorządu wojewódzkiego; ma to być tylko jedna osoba wobec pięciu przedstawicieli administracji rządowej (trzech ministra i dwóch wojewody).

Autorzy nowelizacji proponują, aby w procesie likwidacji szkoły konieczna była pozytywna opinia kuratora oświaty. Ma to wg nich uchronić szkoły przed pochopnymi decyzjami

likwidacyjnymi. Obawiam się jednak, że skutki tego mogą być w wielu przypadkach negatywne dla uczniów z prowadzonych przez samorząd placówek oświatowych, gdyż

najczęściej tego typu decyzje wynikają z kłopotów finansowych gminy, czy też powiatu i dotyczą szkół zbyt drogich w utrzymaniu, co wiąże się z małą liczbą ich uczniów. Jeżeli samorząd nie będzie mógł podjąć decyzji o ich likwidacji, bądź zmianie ich formuły organizacyjnej, to będzie zmuszony obniżyć poziom finansowania innych prowadzonych przez siebie placówek. Zwracam uwagę, że blokując likwidację kurator nie ponosi żadnych konsekwencji takiej decyzji.

Byłoby ze wszech miar wskazane, aby podejmując taką decyzję był on zobowiązany do przejęcia szkoły i poprowadzenia jej na podstawie budżetu, wynikającego dla niej z rządowej subwencji oświatowej. Innym rozwiązaniem może być wprowadzenie do ustawy precyzyjnie sformułowanych warunków, po spełnieniu których szkoła mogłaby być zlikwidowana. Rolą kuratora w takim przypadku byłoby sprawdzenie, czy owe warunki zostały spełnione.

Wiele z istniejących problemów polskiej oświaty rozwiązałoby przygotowanie przez MEN standardów organizacyjno – finansowych dla polskich szkół i placówek oświatowych. Rządowa subwencja powinna zapewniać samorządom prowadzenie placówek je spełniających.

Natomiast ich niespełnianie otwierałoby możliwość likwidacji szkoły. Innymi słowy zamiast tworzyć pochopnie konfliktogenne rozwiązania ministerstwo edukacji powinno spokojnie przygotować w porozumieniu z samorządami podstawy do dobrego działania polskiej oświaty, wykorzystując np. możliwości, jakie stwarza istnienie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.