Od kilku tygodni trwa w krakowskich mediach dyskusja wokół wyników rankingów szkół, sporządzonych na podstawie edukacyjnej wartości dodanej /EWD/, ujawniły one bowiem poważny kryzys, w jakim znalazła się lokalna oświata. Ani wśród mających najwyższe wskaźniki EWD polskich gimnazjów, ani też liceów ogólnokształcących nie ma bowiem krakowskich placówek.
Było to dla rodziców zainteresowanych poziomem pracy szkół ogromnym zaskoczeniem, gdyż jeszcze dziesięć lat temu we wszystkich ogólnopolskich szkolnych rankingach dominowały krakowskie szkoły, a równocześnie ludzie odpowiedzialni za poziom ich pracy niezmiennie powtarzali publicznie, iż są one najlepsze w Polsce. Zresztą i teraz nie tracą oni dobrego samopoczucia. Oto urzędnicy małopolskiego kuratorium w dalszym ciągu zaklinając rzeczywistość powtarzają, a za nimi czynią tak niektórzy dyrektorzy szkół, iż np. krakowskich LO nie ma wśród szkół z najwyższymi wskaźnikami EWD, gdyż przychodzą do nich tak znakomicie przygotowani absolwenci gimnazjów, że trudno uzyskać w pracy z nimi wyraźny progres edukacyjny. Abstrahując od absurdalności takich stwierdzeń, trzeba zauważyć, iż osoby wypowiadający takie zdania nie rozumieją czym w istocie jest EWD. Skądinąd warto dodać, iż owe tak znakomicie przygotowujące absolwentów gimnazja również nie pojawiły się wśród szkół tego typu z najwyższymi wartościami EWD w Polsce. Z kolei częstą reakcją po opublikowaniu rankingów wszystkich krakowskich gimnazjów i szkół średnich, sporządzonych w oparciu o wskaźniki EWD były komentarze, iż stygmatyzują one szkoły z niskimi wynikami, co może zagrozić ich istnieniu. To zresztą najczęstszy zarzut pod adresem rankingów, obnażający biurokratyczną mentalność ich autorów.
Skądinąd urzędnicy oświatowi z kuratorium przywołują często, iż dla oceny pracy szkół korzystają z wprowadzonych przez ekipę pań Hall i Szumilas metod oceny jakości pracy szkół, w których placówki w większości wypadają znakomicie. Niestety nie dodają, iż jest to jedno z najbardziej kuriozalnych "dzieł" administracji oświatowej rządu premiera Tuska. Jest to bowiem sposób oceny jakości pracy szkół, w którym kompletnie marginalizuje się wszelkie kwestie wymiernych parametrów ich pracy, w tym EWD, wyniki egzaminów zewnętrznych, ale nade wszystko skuteczność przygotowywania uczniów do kolejnych etapów edukacyjnych, czy też w przypadku szkół ostatniego etapu edukacyjnego do radzenia sobie na rynku pracy. W tej koncepcji oceny szkół głównym źródłem informacji o poziomie ich pracy stają się rozmaite ankiety, z pytaniami w stylu: "jaka w szkole panuje atmosfera?", a lektura raportów o pracy placówek sporządzonych na jej podstawie jest zwyczajnie stratą czasu, gdyż nie zawierają one żadnych konkretnych informacji o szkolnej rzeczywistości, a jedynie dają uładzony, schematyczny opis pasujący praktycznie do każdej placówki, niezależnie od jej typu i autentycznych problemów. Można wręcz stwierdzić, iż jest to sposób nie tyle ujawniania rzeczywistych informacji o jakości pracy placówek, ile zaciemniania jej obrazu. Zresztą w 2011 r. ów system skrytykowała po przeprowadzonej kontroli NIK, bez istotnej reakcji ze strony MEN. Na dodatek, o czym nie wolno zapominać, ów system kosztuje nas 80 mln zł. Są to pieniądze kompletnie zmarnowane, lokujące się w całej serii chybionych wydatków administracji oświatowej. Skądinąd konieczna jest rzetelna i uczciwa analiza wykorzystywania przez MEN przeznaczonych na edukację środków unijnych. Najprawdopodobniej pokazałaby ona, iż owe pieniądze nie tylko nie pomogły naszej oświacie, ale wręcz umożliwiły realizację wielu szkodliwych projektów. Wśród nich poczesne miejsce zajmie owa koncepcja pseudobadania jakości pracy szkół. Stąd też raporty opisujące pracę szkół o bardzo różnych wartościach EWD, czy też innych wymiernych parametrach nie niosą dla czytelnika żadnych istotnych informacji, czyli są kompletnie bez wartości. Powoływanie się na ich treść to klasyczna urzędnicza ucieczka od rzeczywistości. W takiej sytuacji wszelkie, nawet niezbyt doskonałe rankingi szkół są dla obywateli ogromnie ważnym źródłem informacji o jakości ich pracy, a dla rzetelnych, lokalnych władz porównywanie znajdujących się na terenie danej gminy, powiatu czy województwa szkół z placówkami z innych części Polski bardzo ważnym sygnałem o poziomie kształcenia.
Przykład Krakowa i tutejszych reakcji na rankingi EWD pokazuje do czego prowadzi samozadowolenie oraz przekonanie o własnej doskonałości. Zamiast upartego powtarzania zdań bez żadnej treści, trzeba zmierzyć się ze smutną rzeczywistością oraz znaleźć przyczyny regresu, a następnie zabrać się do pracy, wykorzystując doświadczenia szkół, które niezależnie od metody mierzenia jakości ich pracy zawsze uzyskują bardzo dobre wyniki. Wśród szkół średnich Krakowa dobry przykład w tej materii dają Technikum Łączności oraz V LO im. A. Witkowskiego. A tak na marginesie, obecność w zbiorze polskich szkół o najwyższych parametrach EWD m.in. dwóch liceów z niewielkiego Sierpca raz jeszcze pokazuje, iż dobrą szkołę można mieć wszędzie, jeżeli tylko dyrektor i nauczyciele, wspierani przez lokalne władze, mają pomysł na jej kreowanie. Krakowianie, którzy niestety coraz częściej muszą zderzać się ze smutną codziennością, powinni obserwować, czy władze miasta będą konsekwentne w realizacji swoich zapowiedzi o wyraźnym wspieraniu finansowym wynagrodzeń nauczycieli i dyrektorów w najlepszych szkołach oraz twardym egzekwowaniu programów naprawczych od słabych szkół. Równocześnie zachowanie urzędników małopolskiego kuratorium w tej sprawie oraz ich kompletny brak rozpoznania rzeczywistej sytuacji w nadzorowanych szkołach każe zadać pytanie o sens utrzymywania tak źle pracującej instytucji. Warto również na tle wypowiedzi urzędników oświatowych i niektórych dyrektorów szkół, świadczących o ich niewiedzy na temat EWD zastanowić się w kontekście możliwości, jakie mieli oni, aby takową wiedzę posiąść, czy nie powinni oni zostać wysłani do innych obowiązków.
Publikacji rankingów najbardziej obawiają się zawsze osoby, które mają kłopoty z dobrą, efektywną i skuteczną pracą, szczególnie gdy obywatele nie mają innej możliwości zorientowania się o jakości ich pracy, a tak niestety wygląda sytuacja w oświacie. Precyzyjna informacja o poziomie pracy każdej szkoły powinna być dostępna dla wszystkich zainteresowanych nią rodziców, pomagając im w wyborze placówki dla swojego dziecka. Przygotowywanie i publikowanie takich informacji powinno być jednym z fundamentalnych zadań kuratoriów oświaty, które od momentu pełnego przejęcia szkół i placówek oświatowych przez samorządy wykonują zadania o niebywale wątpliwej wartości, a wówczas zaczęłyby znowu wykonywać przydatną dla obywatela pracę.