Gdyby ksiądz Jacek Międlar stosował się do mądrej rady Cypriana Kamila Norwida, aby "odpowiednie dać rzeczy słowo" i propagował podczas swoich homilii oraz wystąpień publicznych ruch narodowy, a nie nacjonalizm, nie zostałby prawdopodobnie ukarany przez swoje władze zakonne nakazem milczenia.
Nie wiem, jakie mają pojęcie o poglądach Romana Dmowskiego chętnie odwołujący się do jego myśli politycznej dzisiejsi narodowcy, ale skoro tak się właśnie sami określają, to nie powinni sięgać po nieadekwatny do nich i budzący negatywne skojarzenia wyraz. Na pewno nie wolno zaś robić tego kapłanowi Kościoła rzymskokatolickiego, czyli powszechnego.
Ks. Międlar praktycznie nie pozostawił wyboru swoim przełożonym, zwłaszcza że jego wystąpienia trudno nazwać wyważonymi tak w sferze doboru słów i ich artykulacji, jak gestów. Usprawiedliwieniem nie może być młody wiek (zaledwie rok po święceniach), bo od osoby duchownej wolno wymagać powściągliwości i liczenia się z konsekwencjami tego, co głosi oraz robi.
Ideologia narodowa jest mocno zakorzeniona w wielu krajach - również w Polsce - i można jej nie lubić, rzeczowo, a nawet ostro z nią polemizować, ale trzeba pogodzić się z istnieniem sporej rzeszy ludzi mających takie poglądy. Jeżeli bezsensownie przekształca się ją jednak w obcy jej nacjonalizm i szowinizm, Dmowski przewraca się w grobie.