Z pewnym rozbawieniem czytam sążniste analizy dotyczące perspektyw i szans porozumienia zawartego przez trzy określające się mianem prawicowych partii. Pomijam już fakt, że nie mamy do czynienia z żadnym zjednoczeniem, ale ze zwykłym wchłonięciem Solidarnej Polski i Polski Razem przez Prawo i Sprawiedliwość, bo to jest oczywiste dla każdego rzetelnego obserwatora sceny politycznej. Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin muszą oczywiście udawać, że zachowują odrębność i tożsamość organizacyjno-programową, ale cóż innego im pozostało.

REKLAMA

Komentujący "zjednoczenie prawicy" politycy i publicyści niemal zgodnie chwalą znakomite posunięcie Jarosława Kaczyńskiego, który kolejny raz udowodnił, że jest mistrzem personalnych i zakulisowych gier politycznych, eliminując konkurencję poprzez jej przyciągnięcie do siebie na warunkach, jakie sam sformułował. Niektórzy z nich zastanawiają się jednak, czy po roztopieniu w PiS pozostanie cokolwiek z ambitnych planów programowych SP i PR, a jeśli będą one zmuszone do rezygnacji z nich, to czy nie zerwą porozumienia.

I właśnie takie opinie bawią mnie najbardziej, bo przecież nie o żadne programy, czy szczytne deklaracje o działaniu dla dobra Polski tu idzie, ale o pozostanie w polityce, czyli o wejście do parlamentu.

Dlatego też jedynymi ważnymi zapisami umowy między trzema partiami są te, które znalazły się w tajnym aneksie do niej. Tam precyzyjnie określono bowiem, kto i ile dostanie tzw. "biorących" miejsc do Sejmu i do Senatu. Jak wynika z pierwszych przecieków, to właśnie ów aneks jest najlepszym dowodem marnych pozycji przetargowych Ziobry, Gowina i ich podwładnych.

Kto chce, niech wierzy w bajdurzenia o potrzebie przebudowania Polski, o wzniosłych moralnych i patriotycznych motywach działania, o imponderabiliach narodowych. Tak naprawdę chodzi wyłącznie o pozostanie w politycznej grze, a w dalszej perspektywie o objęcie władzy. I jeżeli to porozumienie nie wytrzyma próby czasu, winne będą personalia, a nie programy.

Taka jest polityka. Nie widzę w tym nic zdrożnego, ale nie pozwolę się też naiwnie zwieść pięknym słowom, które leją się teraz szeroką strugą z ust sygnatariuszy owej umowy.