Jestem pełen najwyższego uznania dla Jarosława Kaczyńskiego za jego rygoryzm moralny, który nie pozwala mu - nawet w sytuacjach, w których pojawiają się pewne szanse na polityczny sukces - wyciągać ręki do osób i partii wielokrotnie skompromitowanych w sferze etycznej. Prezes Prawa i Sprawiedliwości daje niedościgły w polskim życiu publicznym przykład przedkładania wysokich wartości ponad doraźne działania w celu uzyskania władzy. Można o nim powiedzieć, że jest chodzącą prawością i szlachetnością.
Tylko czy z taką pięknoduchowską postawą da się dzisiaj cokolwiek wygrać w polityce? Nigdy nie była ona zbyt czysta z moralnego punktu widzenia, ale w ostatnich latach przypomina już nie bajoro, ani nawet nie bagno, ale szambo. W takim miejscu najlepiej czują się zaś ludzie, dla których żadne zasady moralne nie są ważne, chociaż mają ich pełne usta.
W czasie II wojny światowej pewien polski publicysta jechał taksówką przez Londyn. Kiedy wdał się z kierowcą w rozmowę na temat szans Wielkiej Brytanii na pokonanie Niemiec, ten powiedział mu:
- Panie, z Hitlerem może wygrać tylko Churchill. A wie pan dlaczego? Bo Hitler to bandyta, ale nasz Winston jest jeszcze większym bandytą. A ze skurw.....m może sobie poradzić tylko większy skurw...n
O Kaczyńskim wiele można powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest politycznym draniem. A przecież od II wojny upłynęło sporo czasu i politycy wcale nie stali się moralnie lepsi, wręcz przeciwnie. Na grzecznych mężów stanu nie ma już zapotrzebowania.
Wybór jest bardzo prosty: pozostać w wieży z kości słoniowej i odnosić jedynie moralne zwycięstwa, albo schować honor do kieszeni i zagrać nieładnie, ale skutecznie, sprzymierzając się w słusznej sprawie choćby z diabłem oraz cynicznie przeciągając na swoją stronę wahających się żołnierzy z szeregów wroga i wcale nie porzucając przy tym wzniosłej retoryki. Po zwycięstwie będzie czas na budowanie politycznej rzeczywistości opartej na najwyższych wartościach.