Mało zainteresowani polityką Polacy mają teraz poważny problem, który będzie narastał z dnia na dzień...
Jeśli wybierają się na zakupy na którymś z placów targowych mogą tam spotkać potencjalną premier Beatę Szydło, a gdy wsiądą do pociągu pendolino mają szansę natknąć się na obecną szefową rządu Ewę Kopacz. Pierwsza przekonuje rodaków, że wszystko, co robi aktualny rząd jest do niczego i dopiero po zwycięstwie wyborczym Zjednoczonej Prawicy kraj zostanie odbudowany z gruzów, które pozostawi po sobie koalicja Platformy Obywatelskiej z Polskim Stronnictwem Ludowym. Druga zagląda pasażerom do talerzy, tuli dzieci, bierze na ręce psy i stara się wykazać, że w Polsce nigdy nie było jeszcze tak dobrze jak podczas ostatnich ośmiu lat.
Przerażeni perspektywą propagandowego ataku na nich Polacy są w trudnej sytuacji, bo nie ma wprawdzie obowiązku wysłuchiwania polityków (nawet tak namolnych jak premier Kopacz), ale jeść i podróżować jednak trzeba. Czyżby na politycznej walce gigantów korzyść miały odnieść wielkopowierzchniowe sklepy oraz komunikacja autobusowa? Ale nie ma przecież gwarancji, że i tam nie pojawią się obie panie.
W dodatku na bałtyckich plażach grasuje Janusz Korwin-Mikke, na koncertach rockowych pojawia się Paweł Kukiz, po ulicach przechadzają się członkowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a lada moment na rodzime pola może wyjechać na kombajnie Janusz Piechociński. Nie da się też wykluczyć, że niesiony wyborczym sukcesem wynikającym w dużej mierze z umiejętności nawiązywania żywego kontaktu za elektoratem prezydent Andrzej Duda zechce w wolnych chwilach rozdawać przechodniom kawę i drożdżówki.
I jak tu spokojnie przeżyć do 25 października?