Wiele, wiele lat temu grająca w ówczesnej II lidze piłki nożnej (nie było wtedy ekstraklasy) Garbarnia Kraków w świetnym stylu gromiła w rudzie jesiennej rywali i kończyła ją na jednym z czołowych miejsc w tabeli. Jej wierni kibice - wśród nich ja - byli przekonani, że w wiosennej fazie rozgrywek "brązowi" utrzymają wysoką formę i łatwo awansują do I ligi. Niestety, od początku drugiej rundy klub z Ludwinowa zaczynał seryjnie tracić punkty, głównie w meczach z drużynami, które miały szansę wejścia do wyższej klasy, jak i z tymi broniącymi się przed spadkiem do niższej.
Tajemnicą poliszynela było, że "garbarzom" bynajmniej nie zależy na grze w I lidze, ponieważ wtedy zarząd klubu musiałby kupić kilku nowych zawodników, którzy gwarantowaliby pozostanie w piłkarskiej elicie. Tym, którzy zagrożeni byliby przeniesieniem do rezerwy lub pożegnaniem się z drużyną, nie zależało więc na awansie, a sprzedaż meczów potrzebującym punktów rywalom znakomicie poprawiała ich kondycję finansową.
Czy tak było naprawdę? Nikt nikogo nie złapał za rękę, nie wybuchła żadna afera, ale ta prawidłowość powtarzała się w latach 60.i 70. ubiegłego wieku z zadziwiającą regularnością.
Piszę o tym w związku z niedawnym komunikatem Rady Nadzorczej MKS Sandecja S.A, w którym czytamy m.in.:
Rada Nadzorcza jest zainteresowana jak najlepszym wynikiem sportowym i miejscem w tabeli wraz z życzeniami powodzenia i oczekiwaniem na sportowe sukcesy Sandecji. Rada Nadzorcza nadal prezentuje takie stanowisko. Podkreślamy, że na żadnym ze spotkań nie padło polecenie zakazu awansu do ekstraklasy. Przedmiotem rozmów nie były nigdy wyniki sportowe drużyny a jedynie kwestie finansowe. Wszelkie sprzeczne z niniejszym oświadczeniem stwierdzenia na temat przebiegu spotkań Rady Nadzorczej z zawodnikami są niezgodne z prawdą i mogą stanowić podstawę do podjęcia działań celem ochrony dóbr osobistych uczestników przedmiotowego spotkania.
W związku z ostatnim zdaniem tego komunikatu nie odważę się na żaden komentarz, ale podobno historia lubi się powtarzać, chociaż teraz podejrzani są działacze, a nie piłkarze.