Politycy dawno już przyzwyczaili nas do tego, że nie przebierają w słowach i potrafią obrzucać się określeniami, które nie powinny padać z ust ludzi pretendujących do bycia elitą, zwłaszcza jeśli legitymują się naukowymi tytułami.
Można zżymać się na takie ich zachowania, można czuć niesmak, można dawać wyraz swojemu niezadowoleniu, można wreszcie mieć dosyć wysłuchiwania połajanek rodem z podwórka i zobojętnieć na polityczne spory, ale trzeba się, niestety, pogodzić z upadkiem obyczajów w tej sferze życia publicznego.
Nie wolno natomiast przejść do porządku dziennego nad chamskimi odzywkami wobec sędziów, nawet jeżeli ma się jak najgorsze zdanie o ich decyzjach. Lekceważąc bądź znieważając przedstawicieli trzeciej władzy wyrządza się swojemu państwu ogromną krzywdę i wystawia sobie fatalne świadectwo. Takie postępowanie zawsze należy zdecydowanie piętnować.
Dlatego też niedopuszczalna i nie do obrony jest dzisiejsza wypowiedź rzeczniczki klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości Beaty Mazurek, która nazwała Sąd Najwyższy "zespołem kolesi". Rozumiem jej niezadowolenie z uchwały tego gremium o potrzebie respektowania wszelkich - także niepublikowanych - wyroków Trybunału Konstytucyjnego, do których powinny się stosować wszystkie sądy powszechne i wojskowe, ale użycie takich słów jest karygodne. Nic dziwnego, że Nowoczesna zapowiedziała wniosek do Komisji Etyki Poselskiej o ukaranie tej posłanki.
Jestem zbulwersowany zachowaniem osoby, która reprezentując największy klub w Sejmie szczególnie powinna dbać tak o treść, jak o formę swoich wypowiedzi. Mogą one być ostre i barwne, ale nigdy obraźliwe ani chamskie. Bardziej i boleśniej można przecież dopiec przeciwnikom finezyjną retoryką niż ordynarnymi odzywkami. Jeśli się potrafi...