Jestem człowiekiem z natury pogodnym i optymistycznie patrzącym na świat. Lubię więc uśmiechać się do ludzi, także nieznanych, a także wymieniać z nimi drobne uwagi na tematy, które są w danej chwili aktualne. Często zachowuję się tak w pojazdach komunikacji miejskiej, ale chyba przestanę - przynajmniej na pewien czas - po przykrej przygodzie, jaka spotkała mnie ostatnio w krakowskim tramwaju.

REKLAMA

Usiadłem naprzeciw mamy z dzieckiem w wieku wczesnoszkolnym. Dziewczynka była akurat odpytywana przez rodzicielkę z matematyki. Udzielała dobrych odpowiedzi, więc uśmiechnąłem się do niej promiennie i powiedziałem;

- Ale ładnie liczysz.

Uczennica pierwszej, a może drugiej klasy szkoły podstawowej odwzajemniła mój uśmiech i chyba chciała coś powiedzieć, ale matka była szybsza.

- Dlaczego pan się śmieje z mojej córki? - zapytała nie wróżącym nic dobrego tonem.

- Nie z niej, tylko do niej - odpowiedziałem.

Zamierzałem pochwalić dziewczynkę za postępy w nauce matematyki, ale nie zdążyłem.

- Pan jest zboczony, skoro podrywa pan - i to w tramwaju! - moją córkę. Proszę, pedofil się znalazł! Wara od dziecka!

Nie wiedząc jak się zachować i nie mogąc znaleźć żadnej rozsądnej, a zarazem nie skutkującej zwiększoną furią matki repliki wstałem i oddaliłem się w kierunku wyjścia. Na szczęście tramwaj właśnie dojeżdżał do przystanku, na którym miałem wysiąść, więc nie była to żadna ucieczka. Ale czułem się nieswojo, bo kilka osób spojrzało na mnie bez tej bezinteresownej życzliwości, jaką ja zwykłem okazywać współpasażerom. I na wszelki wypadek nie będę jej w najbliższym czasie okazywał.