Bardzo wysoko cenię wszelkie inicjatywy społeczne i zawsze staram się je wspierać w miarę swoich możliwości. Dlatego z ogromną radością obserwuję duże zainteresowanie budżetem obywatelskim, na który obecnie głosują krakowianie. Cieszę się, że sporo miejsca poświęcają temu tematowi media, a mnóstwo młodych ludzi angażuje swój czas w przekonywanie do propozycji, o których poparcie proszą mieszkańców podwawelskiego grodu.
Często spotykam w różnych częściach Krakowa wyposażone w laptopy mobilne punkty głosowania, a obsługujące je osoby żarliwie i niebanalnie przekonują, aby wybrać właśnie ich ofertę. Odbywa się to w pogodnej atmosferze, nikt niczego nie wymusza, dominują radość i entuzjazm. Okazuje się, że jeżeli tylko w grę nie wchodzi wielka polityka, Polacy potrafią rzeczowo i spokojnie dyskutować, spierać się, zachęcać do swoich racji. Zgłaszane do budżetu obywatelskiego propozycje nie dzielą ludzi, chociaż ostatecznie trzeba któreś z nich wybrać, a inne odrzucić. Nie ma jednak naburmuszania się, obrażania, nie mówiąc już o wyzywaniu kogokolwiek od zdrajców.
Dobrze jest przynajmniej raz na rok odetchnąć od wywoływanych przez polityków awantur i skupić się na tym, co ważne dla społeczności lokalnej, w której spędzamy przecież większość życia. Uświadamiamy sobie wówczas, że całkiem sporo może zależeć od nas samych, jeżeli tylko postanowimy zaangażować się w problemy dotyczące naszego najbliższego otoczenia, co nie wymaga ani nadmiernego wysiłku, ani poświęcenia zbyt wielkiej ilości czasu.
Przy okazji można też sympatycznie porozmawiać z sąsiadami, których zazwyczaj mijamy bez słowa na klatce schodowej, uśmiechnąć się do nieznajomych mieszkańców drugiej strony ulicy, spotkać kogoś dawno nie widzianego, porozmawiać z nim lub umówić się na późniejszy termin.
A jeżeli nawet ów punkt z listy, na który oddaliśmy głos nie zostanie zakwalifikowany do realizacji, pozostanie nam poczucie spełnienia obywatelskiego obowiązku oraz przeświadczenie, że te, które wygrały są równie potrzebne i korzystne dla nas wszystkich.