Tak jak nie znajdowałem żadnego usprawiedliwienia dla osób buczących i gwiżdżących na przedstawicieli poprzedniej władzy podczas składania przez nich kwiatów w kolejne rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego na Powązkach Wojskowych, tak samo nie mam go dla moralnych troglodytów, którzy w podobny sposób potraktowali wczoraj w Poznaniu polityków przemawiających podczas uroczystości upamiętniających 60-lecie zbrodniczego stłumienia przez reżim komunistyczny buntu domagających się chleba i wolności robotników.
Są miejsca i okoliczności, w których polityka powinna ustąpić miejsca historycznej refleksji, a kto tego nie rozumie zasługuje na wyrazy potępienia. I jest mi kompletnie obojętne, czy gwiżdżą zwolennicy opozycji na władzę, czy odwrotnie. Wczoraj na podniosłej ceremonii pojawili się zresztą i jedni, i drudzy, czego efektem był nieustanny harmider obniżający jej rangę.
Tym, którzy twierdzą, że oprócz oddania głosu w wyborach ludzie nie mają innej możliwości wyrażenia swojego stosunku do partii i do ich przywódców odpowiadam, że takie zachowania są jak najbardziej dopuszczalne podczas wieców oraz manifestacji o jednoznacznie politycznym charakterze, ale na pewno nie w trakcie uroczystości patriotycznych, które maja jednoczyć wystarczająco już podzielony naród. Wtedy można wygwizdywać, lub zakrzykiwać reprezentantów władzy i opozycji bacząc jednak, by nie przekroczyć granic dobrego smaku.
"Gęby za lud krzyczące" winny się miarkować, bo "sam lud w końcu znudzą".