Z ogromnym smutkiem patrzę na to, co dzieje się od pewnego czasu w stosunkach polsko-litewskich. A powiedzieć, że nie dzieje się dobrze jest eufemizmem.

REKLAMA

Od dawna mamy problem z pisownią polskich nazwisk i z dwujęzycznymi nazwami ulic w miejscowościach, w których - jak np. w regionie sołecznickim - większość stanowią Polacy. Lokalna administracja nie chce się z tym pogodzić, sądy nakładają zaś surowe kary finansowe na naszych rodaków.

Ostatnio litewski minister kultury Szarunas Birutis posunął się jeszcze dalej, stwierdzając że Polska zagraża litewskim wartościom, a jego kraj powinien bronić się nie tylko przed Rosją, ale również przed Rzeczpospolitą.

Swoich wartości powinniśmy bronić przede wszystkimi np. przed Polską, która jest obok i dąży do ochrony swoich interesów. Może Polacy nie mają dużej bazy, bo mniejszość narodowa nie jest liczna, a to głównie przez nią próbują dążyć do osiągania swoich interesów. Ale tak czy inaczej: Polska działa i finansuje pewne sprawy ideologiczne - oświadczył minister podczas spotkania z sejmową frakcją opozycyjnej partii konserwatywnej poświęconemu "problematyce wojen informacyjnych prowadzonych przeciwko Litwie".

Nietrudno się domyślić, że ta wypowiedź wywołała liczne protesty nie tylko polityków Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, ale także niektórych Litwinów, którym zależy na poprawianiu, a nie pogarszaniu stosunków między naszymi narodami i państwami.

Warto przypomnieć, że to właśnie Ministerstwo Kultury jest u naszych sąsiadów odpowiedzialne za przygotowanie ustawy o mniejszościach narodowych, która uregulowałaby m.in. podwójne nazewnictwo ulic w miejscowościach zamieszkiwanych przez Polaków.

Od roku przygotowany jest w litewskim Sejmie projekt nowej ustawy o mniejszościach narodowych zezwalający na używanie ich języka w życiu publicznym oraz na podwójne nazewnictwo ulic i miejscowości, w których przedstawiciele mniejszości narodowych stanowią co najmniej 25 procent mieszkańców. Rząd zwleka jednak z jej przyjęciem.

Wypowiedź Birutisa jest uważana za skandaliczną i prowokacyjną.

Można tylko ubolewać, że minister rządu litewskiego, który nie jest przecież szeregowym obywatelem, tylko przedstawicielem rządu, wypowiada się w tak bardzo nacjonalistycznym kierunku - skomentował ją polski działacz na Litwie Waldemar Tomaszewski.

Relacje między Polską a Litwą zawsze były trudne. W okresie dwudziestolecia międzywojennego napięcie raz wzrastało, raz opadało, ale nigdy nie udało się doprowadzić do zadowalającego obie strony stanu.

Kiedy Litwa odzyskiwała niepodległość po 1989 roku, Polacy otwarcie popierali jej aspiracje, głosząc potrzebę powrotu sowieckiej republiki na mapę suwerennych państw. Nikt nie zastanawiał się wówczas nad tym, czy ożyją dawne resentymenty i jaką rolę odegrają w przyszłości tamtejsi nacjonaliści

Podobnie kibicowaliśmy Estonii, Łotwie, Ukrainie, Białorusi i wszystkim zniewolonym przez Sowietów narodom wschodniej Europy. Uważaliśmy bowiem za coś całkiem oczywistego ich niepodległościowe dążenia.

Dlatego postawa władz litewskich wobec polskiej mniejszości (litewska ma w naszym kraju pełne prawa) musi smucić i niepokoić.