Dziś kolejna rocznica stanu wojennego, o którego planach dokładnie i z dużym wyprzedzeniem poinformował Amerykanów pułkownik Ryszard Kukliński.
Bardzo często spotykam się z opinią mądrych skądinąd ludzi, którzy mieli do niego ogromne pretensje o to, że wiedząc wszystko o przygotowaniach sowieckiego reżimu PRL do zdławienia wielkiego ruchu społecznego, zapoczątkowanego przez „Solidarność”, nie ostrzegł Polaków.
Pamiętam, że takie zarzuty padały w trakcie jego pierwszej po ewakuacji przez CIA w listopadzie 1981 roku wizycie w Polsce wiosną 1998 roku i bardzo go denerwowały.
Starał się odpowiadać spokojnie i rzeczowo, tłumacząc, że mógł poinformować rodaków choćby za pośrednictwem Radia Wolna Europa, ale zdawał sobie doskonale sprawę, że byłoby to jednoznaczne z wezwaniem do oporu społecznego, który zostałby stłumiony w o wiele bardziej krwawy sposób, niż na Węgrzech w 1956 roku. Takiej odpowiedzialności nie mógł zaś brać na siebie.
Poza tym miał świadomość, że posiadający - za jego przyczyną - kompletną wiedzę o zamiarach generała Wojciecha Jaruzelskiego Amerykanie zareagują w sposób uznany przez nich za najbardziej właściwy. Czy był rozczarowany ich postawą? Nigdy o tym nie mówił, ale mocno podkreślał jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Jego działalność wywiadowcza skupiała się na strategicznych problemach. Mając oficjalny dostęp do wielu tajnych dokumentów Układu Warszawskiego, a część z nich wykradając przez 9 lat, poważnie osłabił siłę militarną
Sowietów przez dostarczenie do Waszyngtonu ponad trzydziestu tysięcy stron na temat planowanej przez Kreml III wojny światowej. Przekazał m.in. szczegółowe plany mobilizacyjne, dane o najnowszych rodzajach broni i elektronicznych systemów bojowych z uwzględnieniem roli satelitów, a także lokalizację „Albatrosów” - trzech schronów, z których dowództwo Układu miało kierować ofensywą na Zachód.
Dlatego zawsze wzdragał się, kiedy sprowadzano jego misję wyłącznie do polskich spraw. Los naszego kraju był przecież całkowicie zależny od tego, co wydarzy się na linii Układ Warszawski - NATO. A z tej perspektywy wewnętrzna operacja policyjna - nawet na dużą skalę - w jednym z podległych Moskwie państw nie była czymś szczególnie istotnym.
Jako Polak bardzo przeżywał to, co miało spotkać jego Ojczyznę ze strony zaprzedanych Sowietom władz PRL, ale potrafił zachować trzeźwy umiar w ocenie proporcji stanu wojennego wobec globalnego konfliktu, do którego parli Sowieci aż do połowy lat 80.
Wszystkim, którzy krytykowali płk. Kuklińskiego za to, że nie ujawnił Polakom zbrodniczych zamiarów gen. Jaruzelskiego i jego kamaryli radzę spojrzeć na ten problem bez emocji i z uwzględnieniem wyżej podanych argumentów.