Kiedy prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Janusz Piechociński przedstawiając dziennikarzom Adama Jarubasa jako kandydata tej partii na Prezydenta RP namawiał ich, aby mówili i pisali o nim Adaś, natychmiast przyszedł mi na myśl Witold Gombrowicz.
Gdyby autor "Ferdydurke" był na tej prezentacji, z pewnością zareagowałby radosnym okrzykiem: "pupa, pupa, pupa".
W takiej stylistyce należy bowiem traktować propozycję prezesa dużej, współrządzącej Polską partii, aby do kandydata na najważniejszy urząd w kraju zwracać się pieszczotliwie, zdrabniając jego imię.
Piechociński wielokrotnie dał już dowody, że zachowuje się w świecie polityki jak słoń w składzie porcelany. Nie dziwię się więc, że już na starcie kampanii z uśmiechem na ustach obniżył szanse wyborcze kandydata Stronnictwa, ukazując go nie jako poważnego męża stanu, ale mało znaczącego filuta.
I chociaż "robienie pupy niczym jest w porównaniu do robienia gęby", to jednak prezes PSL zrobił niedźwiedzią przysługę swojemu młodziankowi. Aż chciałoby się napisać o nim słowami mistrza: "Cóż za wytrawny pedagog! Pupcię, pupcię, pupcię mają maleństwa nasze!"