Tego należało się spodziewać. Kiedy tylko Kraków ogłosił chęć zorganizowania zimowych igrzysk olimpijskich w 2022 roku, rozpętało się polskie piekło, w którym ogień podsycają politycy i media.
Na wstępie chcę zaznaczyć, że nie uważam tego pomysłu za trafny, zważywszy na kiepskie warunki pogodowe panujące w zimie w Małopolsce, konieczność zainwestowania ogromnych pieniędzy w infrastrukturę oraz dogadania się ze Słowakami, bo sami nie damy rady przeprowadzić tak gigantycznej imprezy.
Skoro podwawelski gród zdecydował jednak o zgłoszeniu swojej kandydatury, trzeba zacisną zęby i kibicować władzom miasta, co nie przeszkadza w rozliczeniu ich, ale dopiero po zakończeniu (obojętne z jakim skutkiem) całej procedury przygotowawczej. W tej akurat sprawie można oczekiwać ponadpartyjnej solidarności i wspólnego frontu wszystkich polityków.
Niestety, jest całkiem inaczej, czyli jak zwykle. W minioną niedzielę małopolski Sojusz Lewicy Demokratycznej - w obecności Leszka Millera - zażądał dymisji posłanki Platformy Obywatelskiej Jagny Marczułajtis-Walczak ze stanowiska przewodniczącej komitetu aplikacyjnego Kraków 2022. Zaniepokojenie polityków lewicy wywołał artykuł w jednym z tygodników, w którym napisano o bezczynności tego komitetu, składającego się ze znajomych i kolegów z pensjami powyżej 5 tysięcy złotych.
Sojusz chce także przeprowadzenia konsultacji społecznych w sprawie sensowności organizacji igrzysk nie tylko w Krakowie, ale w całej Małopolsce, ponieważ wydarzenia związane z nimi będą organizowane w różnych częściach regionu.
Marszałek Małopolski Marek Sowa z PO ripostuje, broniąc partyjnej koleżanki, której - według niego - zawdzięczamy poparcie i deklaracje pomocy rządu w tej sprawie. Również związany niegdyś z SLD prezydent Krakowa Jacek Majchrowski broni komitetu, odrzucając prasowe zarzuty jako całkowicie chybione.
Teraz trzeba spodziewać się opinii Prawa i Sprawiedliwości, które - idę o zakład - skrytykuje PO i komitet aplikacyjny jeszcze mocniej niż Sojusz. Okazji do lansowania się przy tej okazji nie zaprzepaści także polityczna drobnica: Twój Ruch, Solidarna Polska, Polska Jest Najważniejsza, Polska Razem.
O tym, że przy organizacji igrzysk olimpijskich można znakomicie zarobić, jeśli jest się blisko władzy, najlepiej przekonał nas przykład Soczi. Skala korupcji, nepotyzmu i wszelkich możliwych nadużyć finansowych była tam rekordowa w historii, bo też Rosja to niemały kraj. W Polsce - gdyby Kraków wygrał - też się bez tego nie obejdzie, ale w odpowiednio mniejszej skali.
Negatywne głosy ze strony opozycji z lewa i z prawa odbieram nie jako rzeczową krytykę, ale żal i zawiść. Gdyby u steru władzy były inne partie niż Platforma, z pewnością atakowaliby je działacze PO. Do 2022 roku jest jednak jeszcze sporo czasu i władza w Polsce zarówno centralnie, jak i w gminach może się do tej daty kilkakrotnie zmienić. Może więc lepiej solidarnie popierać kandydaturę Krakowa, skoro zdecydował się on rzucić na głęboką olimpijska wodę?