Liczne kontrowersje wywołało przyjęcie przez prezesa Trybunału Konstytucyjnego, profesora Andrzeja Rzepińskiego, wysokiego watykańskiego odznaczenia: Krzyża Pro Ecclesia et Pontifice za działalność na rzecz kościoła i papieża.

REKLAMA

Środowiska lewicowe mocno krytykują prezesa za to, że nie odmówił Stolicy Apostolskiej, powołując się na artykuł 25 Konstytucji RP, w którym mowa jest o równouprawnieniu wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych oraz o tym, iż stosunki miedzy państwem a kościołami są kształtowane na zasadzie poszanowania ich autonomii, jak również niezależności każdego w swoim zakresie. Ich zdaniem przyjęcie orderu od zwierzchnika jednej ze wspólnot wyznaniowych można interpretować jako złamanie tego właśnie artykułu i to przez osobę, której funkcja sprowadza się do stania na straży konstytucji.

Nie brak również głosów biorących w obronę prof. Rzepińskiego i podkreślających - podobnych argumentów używa także on - prestiż, jaki daje Krzyż Pro Ecclesia et Pontifice nie tylko osobie nim odznaczonej, ale także państwu, które reprezentuje.

Wyrażając wielkie uznanie prezesowi Trybunału Konstytucyjnego za otrzymanie tak wysokiego odznaczenia zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby jednak, gdyby wstrzymał się z jego przyjęciem do zakończenia swojej kadencji.
W wielu krajach (także w Polsce) panuje dobry obyczaj zakazujący przyjmowania orderów urzędnikom państwowym w trakcie pełnienia przez nich obowiązków służbowych.

Jeżeli ktoś dobrze zasłuży się swojemu państwu lub jakiejś instytucji międzynarodowej lepiej byłoby, gdyby wręczano mu należne odznaczenie dopiero po zdaniu przezeń funkcji. Unika się wówczas wszelkich podejrzeń o stronniczość lub bezinteresowność, które - nawet jeżeli są całkowicie bezpodstawne - wywołują niepotrzebną dyskusję, czego właśnie jesteśmy świadkami.