Kiedy wysłuchuję w różnych rozgłośniach radiowych i stacjach telewizyjnych oraz czytam w gazetach i w tygodnikach opinii przemądrzałe komentarze na temat gry poszczególnych drużyn uczestniczących w piłkarskich mistrzostwach Europy (ze szczególnym uwzględnieniem naszej reprezentacji) często wydaje mi się, że biernie uczestniczę w poważnym seminarium z pogranicza filozofii, socjologii, psychologii, medycyny i kilku innych dziedzin nauki.

REKLAMA

Dogłębne analizy przeplatają się z odważnymi syntezami, tajniki medycyny sportowej zderzane są z dogłębnymi próbami zrozumienia zasad motywacji psychicznej stosowanej przez trenerów i zawodników, przykłady z historii dotychczasowych zmagań czołowych futbolistów starego kontynentu wyznaczają perspektywy na najbliższą przyszłość, taktyka przechodzenia z obrony do ataku danej drużyny kojarzona jest z archetypami kulturowymi charakterystycznymi dla kraju, którego barwy ona reprezentuje.

W eterze padają wzniosłe słowa, górnolotne metafory i barwne porównania, a wszystko to w celu fachowego wytłumaczenia, dlaczego kolejny mecz zakończył się takim a nie innym wynikiem i jakiego należy oczekiwać w następnym.

A mnie zawsze wtedy przypomina się konferencja prasowa po zwycięskim spotkaniu Polski z Jugosławią podczas pamiętnych mistrzostw świata w Niemczech w 1974 roku, kiedy nasi chłopcy przebojem wdarli się do piłkarskiej elity, zdobywając trzecie miejsce. Podopieczni trenera Kazimierza Górskiego pokonali swoich rywali 2:1 i tłum dziennikarzy koniecznie chciał się dowiedzieć, jakie były tego przyczyny zadając coraz bardziej wyrafinowane pytania, przy których zrozumienie istoty średniowiecznego sporu o uniwersalia wydawało się być intelektualnym przedszkolem. Obaj selekcjonerzy byli z każdą chwilą bardziej przytłoczeni i zestresowani, ponieważ zdawali sobie sprawę, że wymaga się od nich odpowiedzi na najwyższym poziomie intelektualnym, w dodatku na oczach wielomilionowej widowni.

W pewnym momencie jeden z żurnalistów postanowił zadać jugosłowiańskiemu trenerowi ostateczny sztych, pytając z filozoficznym zacięciem w głosie:

- Czy może nam pan powiedzieć, ale tak szczerze, co było bezpośrednią przyczyną porażki pańskiego zespołu?

Sala zamarła, a naukowcy przed telewizorami w wielu krajach wstrzymali oddech, oczekując repliki w stylu takich, jakie padają na skupiających najtęższe umysły globu międzynarodowych konferencjach naukowych w uniwersyteckich aulach w Cambridge, Yale, Paryżu, Louvain.

Jugosłowianin popatrzył głęboko w oczy pytającemu, który z zabarwionym nie skrywaną ironią triumfem w oczach upajał się swoją przenikliwością, po czym - napięcie sięgnęło zenitu - spokojnie odparł:

- Dwie bramki, które nam strzelili Polacy.

I na tej porażającej odpowiedzi zawierającej w kilku słowach całą skomplikowaną prawdę o tajnikach futbolu skończyła się pomeczowa konferencja prasowa, pardon, seminarium naukowe.

To wspomnienie sprzed 42 lat dedykuję wszystkim, którzy koniecznie chcą zabłysnąć intelektualną ogładą usiłują uczynić z piłki nożnej coś, czym ona na pewno nie jest.