Tegoroczny Adwent obfituje w cuda natury politycznej. Oto marszałek Sejmu katolickiej Polski wybrał się z wizytą do leżącego zaledwie kilka kilometrów na południe od północnego koła podbiegunowego fińskiego Rovaniemi, aby odwiedzić jakiegoś śmiesznego przebierańca niezdarnie udającego Świętego Mikołaja, a z wyglądu pasującego bardziej do reklamy Coca-Coli, podczas gdy prawdziwy święty żył na terytorium dzisiejszej Turcji, gdzie był biskupem Miry, a jego relikwie znajdują się w sanktuarium we włoskim Bari.
W dodatku Radosław Sikorski zabrał w tę daleką podróż za pieniądze podatników profesora Tadeusza Iwińskiego (zwanego potocznie "plecakiem", co udowodnił w Rovaniemi tuląc się do marszałka, aby tylko uchwyciło go oko kamery) z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który powinien - zgodnie ze swoim ideologicznym rodowodem - wybrać się w tym czasie do Moskwy w poszukiwaniu Dieda Moroza (Dziadka Mroza).
No i jak tu nie wierzyć w cuda przed świętami Bożego Narodzenia?