Wprawdzie nie ma jeszcze oficjalnych wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich, ale można już pokusić się o kilka wniosków, których nie zmienią nawet ewentualne korekty wczorajszych sondaży.
To, że dwaj główni pretendenci do najwyższego urzędu w państwie uzyskają porównywalne rezultaty było łatwe do przewidzenia, a kolejność na mecie ma jedynie prestiżowe znaczenie dla ich obozów politycznych, przy czym większe musi być przerażenie obecnego Prezydenta RP i jego otoczenia, niż euforia w obozie jego kontrkandydata.
Największą sensacją jest bez wątpienia rewelacyjny wynik Pawła Kukiza, który powinien poważnie dać do myślenia całej klasie politycznej od prawicy do lewicy. Okazało się bowiem, że elektorat gotowy poprzeć dowolnego kandydata, byle bezkompromisowo wystąpił on przeciw aktualnemu establishmentowi rośnie z roku na rok i w jesiennych wyborach parlamentarnych możemy być świadkami sporej niespodzianki, oczywiście jeżeli Kukiz podtrzyma wolę założenia partii.
Nie sądzę natomiast, aby ci, którzy wczoraj oddali na niego swoje głosy poszli masowo do urn 24 maja. Jego wyborcy to elektorat protestu, który nie przeniesie swoich sympatii na kandydata symbolizującego stagnację (a tak oceniany jest w nim zarówno Bronisław Komorowski jak Andrzej Duda), nawet jeżeli Kukiz zmieniłby zdanie i zachęcił do poparcia któregoś za swoich rywali.
Porażka Magdaleny Ogórek i Adama Jakubasa była do przewidzenia, ale nie w aż takiej skali. Mam nadzieję, że politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Polskiego Stronnictwa Ludowego szybko wyciągną z niej właściwe wnioski, co oznacza, że Leszek Miller powinien już czuć na plecach oddech dyszącego żądzą zemsty za wcześniejsze upokorzenia, Grzegorza Napieralskiego, a Janusz Piechociński ciągle liczącego na powrót do władzy w partii Waldemara Pawlaka.
Najbardziej zastanawia mnie jednak to, co myśli i czuje Jarosław Kaczyński. Jeżeli Duda zostanie prezydentem, a Prawo i Sprawiedliwość nie zdoła - nawet wygrywając wybory parlamentarne - utworzyć rządu, jego pozycja będzie fatalna, pozostanie mu bowiem jedynie bardziej lub mnie widoczne sterowanie młodym delfinem, który może zechcieć wybić się na niepodległość, zwłaszcza jeżeli stwierdzi, że wyborczy sukces zawdzięcza głównie sobie i młodym współpracownikom (starsi liderzy PiS byli w tej kampanii głęboko schowani). W przypadku nieznacznej porażki w drugiej rundzie, Duda i tak będzie widziany przez wielu polityków i sporą część młodych wyborców tej partii jako naturalny następca - w nieodległej perspektywie - dotychczasowego jedynowładcy.