Nasza męska drużyna awansowała z pierwszego miejsca do ćwierćfinału turnieju olimpijskiego. I zamiast się cieszyć z tego faktu, to mamy "kwas" związany ze zmianą godziny wtorkowego spotkania z Francją - pisze w komentarzu dla RMF24.pl Janusz Uznański, dyrektor Pionu Komunikacji i PR oraz rzecznik Polskiego Związku Piłki Siatkowej.
Zgodnie z wcześniejszymi komunikatami "nasz" ćwierćfinał zaplanowany był na 2.00. Zagramy jednak o 14.30. To decyzja Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej i zgodna z punktem regulaminu zapisanym pewnie drobnym maczkiem, że dopuszcza się zamianę pory spotkań w zależności od potrzeb stacji telewizyjnych.
Z tego skorzystała FIVB biorąc pod uwagę, że w naszym ćwierćfinale zagrają dwie europejskie drużyny. Lepiej więc, by przekaz z tego meczu był po południu.
Ale to nie koniec regulaminowych niejasności. Z turniejowej drabinki wynika, że zwycięzca meczu Polska/Francja w półfinale powinien zmierzyć się z wygranym potyczki Włochy/Argentyna. Zapytaliśmy prominentnych działaczy FIVB, czy tak będzie faktycznie i nie dostaliśmy jednoznacznego potwierdzenia. To się ma niebawem wyjaśnić.
Z obozu polskich siatkarzy mamy jasny przekaz: pora rozegrania ćwierćfinału nie ma żadnego znaczenia. Znaczenie ma jedynie rywal, którego zamierzamy pokonać i potem walczyć do ostatniego dnia olimpijskiego turnieju.
Dla wielu siatkarek i siatkarzy olimpijski czas już się zakończył. Dotyczy to niestety naszych par na plaży. Kantor i Łosiak nie przebrnęli przez baraże, a Bryl i Fijałek nie dali rady w 1/8 finału. Szkoda szczególnie Grzegorza Fijałka - trzykrotnego olimpijczyka, dla którego pandemiczne przesunięcie igrzysk o rok mogło mieć znaczenie, jeśli chodzi o zdrowie i dyspozycję. Już w trakcie zawodów w Tokio nasz zawodnik komunikował, że jego kariera po Tokio 2020 dobiegnie końca.
Olimpijski zegar przestał odmierzać czas kilku faworytom turnieju na hali. Czy ktoś sobie wyobrażał, że w ćwierćfinałach męskiego turnieju zabraknie drużyny Stanów Zjednoczonych, a żeńskiego Chin, czy Japonii? Każda epoka ma swój kres. Miejmy nadzieję, że epoka Biało-Czerwonych dopiero się zaczyna.