Nie przypominam sobie sezonu Ekstraklasy, w którym Legia nie byłaby w kryzysie. Poprzedni trener mistrzów Polski, Stanisław Czerczesow, kiedy usłyszał słowo "kryzys" od dziennikarza Canal+ wściekł się i uciekł sprzed kamery. Uważał że liczą się punkty, a seria remisów i nieprzekonywujących zwycięstw to stan przejściowy i drugorzędny. Rosjanin udowodnił swoje racje i zdobył z warszawską drużyną mistrzostwo Polski. Tym razem regres jest długotrwały i widoczny na wszystkich możliwych płaszczyznach. Ewentualne zwycięstwo z Zagłębiem Lubin wcale nie sprawi, że wszystko się odmieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

REKLAMA

Bycie trenerem warszawskiej drużyny, to nie jest proste zadanie. W stuletniej historii klubu bywało tak, że albo szkoleniowcy nie dorastali do Legii, albo Legia nie dorastała do nich. Jest to praca trudna i zarazem niezwykle prestiżowa. Kiedy na Łazienkowską przychodził Stanisław Czerczesow, kibice byli przekonani, że na ławce trenerskiej zasiądzie odpowiednia osoba - surowa, stanowcza, wymagająca i charyzmatyczna. Wszyscy też zdawali sobie sprawę, że Rosjanin w każdej chwili może eksplodować, pokłócić się z zarządem i powiedzieć "daswidania".

Choć Legia mistrzostwo Polski przypieczętowała dopiero w ostatniej kolejce, trzeba obiektywnie przyznać, że drużyna Czerczesowa była "jakaś". Wysoki pressing, trzymanie za gardło i bezlitosne wykorzystywanie błędów przeciwnika.

Na jego miejsce przyszedł Besnik Hasi, który na pierwszej konferencji prasowej słowo "dyscyplina" odmieniał przez wszystkie możliwe przypadki. Na początku był chaos... a sukcesy miały przyjść później. Remisy z Jagiellonią Białystok i Śląskiem Wrocław, ale forma zdaniem Hasiego miała nadejść w połowie sierpnia. Nic z tego. Nawet awans do upragnionej Ligi Mistrzów nie przysłonił kibicom prawdziwego obrazu drużyny. Sami piłkarze podkreślali, że duży udział w awansie miało szczęśliwe losowanie.

Warren Buffet, wybitny inwestor giełdowy, jest autorem słynnego porzekadła: "Dopiero gdy przychodzi odpływ, widać, kto pływał bez majtek". Ten odpływ przyszedł w Niecieczy. Rzekomo odmieniona Legia po głośnych transferach, przegrała z Bruk-Bet Termaliką 1:2. Drużyna z Warszawy zanotowała najgorszy start w lidze od sześciu lat. W międzyczasie odpadła z Pucharu Polski, a sam Hasi zanotował trzeci, najgorszy trenerski wynik w historii Legii od dwudziestu lat. Przegrana z Borussią Dortmund 0:6 (najwyższa porażka Legii u siebie i najszybciej stracone trzy bramki w historii Ligi Mistrzów) pokazuje, że nie mamy do czynienia ze stłuczką na parkingowym osiedlu, tylko z karambolem na autostradzie. I nie chodzi tylko o wyniki, ale styl gry. Legia gra najgorzej od lat!

Mistrz Polski ma problem z trenerem, rozbitą szatnię, widmo gigantycznych kar, które lada moment nałoży UEFA za zachowanie stadionowych bandytów i żadnych perspektyw na dobre wyniki. Wyrok podobno już został wydany. W klubie coraz głośniej się mówi, że Hasi odejdzie z Legii i trwa szukanie następcy. To będzie bardzo drogie rozstanie - na odprawie dla Hasiego legioniści mogą stracić około 1,5 miliona euro, ale... za błędy trzeba płacić. Kolejny "trener na lata" opuści Łazienkowską po kilku miesiącach, jednak trzeba ratować co się da.

Jeśli Hasi odejdzie, ekipa z Warszawy zatrudni czwartego trenera w przeciągu roku. Jak na razie Legia cały czas czeka; na lepszy styl, na wyniki, na nagłą poprawę. Kolejna okazja - w niedzielę z Zagłębiem Lubin, które nomen omen było kilka lat temu w podobnej sytuacji. Tam wyciągnięto odpowiednie wnioski i odrobiono pracę domową. Efektem jest piękna Akademia Piłkarska.

Panowie Prezesi stołecznego klubu, czekamy na... przypływ!