W Polsce, jak i wielu krajach Europy Zachodniej, oficjalne informacje o zgonach i zakażeniach na Covid-19 w domach pomocy społecznej i innych ośrodkach stałego pobytu różnią się od danych, które podają społeczne organizacje to monitorujące. Dzieje się tak z kilku przyczyn.

REKLAMA

Od dwóch tygodni biorę udział w pracach zespołu przy ministrze-pełnomocniku ds. osób niepełnosprawnych Pawle Wdówiku. Powstanie tego zespołu, którego członkowie codziennie spotykają się na wideokonferencji, to jeden z efektów listu otwartego, wysłanego do prezydenta i premiera RP przez Polskie Forum Osób z Niepełnosprawnościami i wspartego przez wiele organizacji pozarządowych. List ten omówiłem w poprzednim felietonie.

Prace zespołu dotyczą głównie problemów osób starszych, niepełnosprawnych i przewlekle chorych, przebywających w domach pomocy społecznej (DPS) i innych ośrodkach stałego pobytu. Liczba tych osób jest dość duża. Z oficjalnych statystyk wynika, że w 824 zarejestrowanych domach pomocy (prowadzonych przez samorządy i organizacje pozarządowe, działające na ich zlecenie) przebywa ponad 81 tysięcy mieszkańców, w innych ośrodkach stałego pobytu 24 tysięcy, a w zakładach opiekuńczo-leczniczych (ZOL) 34 tysiące. Razem około 140 00 osób. Do tego należy dodać kilkanaście tysięcy osób w prywatnych domach pomocy, prowadzonych przez inne podmioty i osoby fizyczne. Domy prywatne często jednak nie są rejestrowane i dlatego też uzyskanie od nich pełnych danych jest trudne.

Mieszkańcy wszystkich placówek, jak wynika z doświadczeń Hiszpanii, Włoch czy Francji, są ogromnie narażeni na zakażenie i zgon z powodu Covid-19. Ryzyko zarażenia w tych placówkach, jest prawie - uwaga! - 30 razy większe, czyli o 3000 procent. Z kolei ryzyko zgonu w DPS jest też 30 razy większe, a w ZOL aż 60 razy. Jest to więc kolosalne zagrożenie.

Jeżeli chodzi o ofiary, to Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Socjalnej, podaje następujące dane (na dzień 21 kwietnia br.) - 16 zgonów i 319 osób zakażonych w domach pomocy. Z kolei zespół, który opiera się na danych pochodzących od organizacji pozarządowych, ustalił, że zmarły 54 osoby (34 w DPS i 20 w ZOL), a zakażonych jest łącznie prawie 1100 osób (780 w DPS i 320 w ZOL). Dane te zmieniają się dosłownie co parę godzin, bo wciąż przybywają nowe przypadki.

Skąd te różnice w statystyce? Po pierwsze zawodzą procedury, co wynika między innemu z faktu, że DPS podlegają wspomnianemu ministerstwu rodziny, a ZOL i innego tego typu placówki Ministerstwu Zdrowia. Nawiasem mówiąc, jednym z postulatów zespołu jest skoordynowanie działań na szczeblu premiera, a nie na rozbicie na dwa ministerstwa. Dotyczy to nie tylko statystyki, ale przede wszystkim działań profilaktycznych. Domy pomocy społecznej powinny być bowiem otoczone taką samą troską i takimi samymi procedurami jak placówki lecznicze.

Po drugie, nie wszystkie Powiatowe i Miejskie Centra Pomocy Rodzinie, którym podlegają domy pomocy, działają na tyle sprawie, aby mieć pełną orientację. Sprawa tych centr, to temat-rzeka, bo pomiędzy poszczególnymi samorządami powiatowymi i miejskimi są wielkie różnice. Niestety wciąż mamy doświadczenia z Polską A i B, a nawet i C.


Po trzecie, co jest moim zdaniem jest najważniejsze, większość zmarłych mieszkańców DPS czy ZOL, choć wirus w tych placówkach już występował, nie była poddana testom. Dlatego też nie zalicza się ich do ofiar pandemii. Podsumowując, dane oficjalne są w Polsce na ogół zaniżone. Jednak nie ze złej woli, ale z wyżej wymienionych powodów. Trzeba też dodać, że w krajach Europy Zachodnie faktyczna ilość zgonów jest nieraz kilkakrotnie większa od liczb oficjalnie podawanych.

W następnym felietonie opiszę problemy z profilaktyką w domach pomocy i ośrodkach stałych.