Obaj prezydenci widocznie uważają, że w sojuszu Polski z Ukrainą prawda historyczna i wrażliwość rodzin ofiar jest tylko przeszkodą.
Czy byłoby możliwe, aby prezydenci Niemiec i Izraela wyszli z inicjatywą ustanawiającą wspólny medal dla Niemców ratujących Żydów oraz dla Żydów - uwaga! - ratujących Niemców w czasie Holokaustu? Oczywiście, że nie, bo po pierwsze Holokaust był ludobójstwem, w czasie którego Niemcy mordowali Żydów, a nie odwrotnie. A przypadki ratowania np. niemieckich esesmanów przez ich żydowskie ofiary są praktycznie znikome. Po drugie, taki medal stawiałby znak równości pomiędzy narodem katów a narodem ofiar. Z kolei samo ludobójstwo z poziomu świadomie zaplanowanej zagłady całego narodu degradowałby do poziomu sąsiedzkich utarczek.
Z ogromnym smutkiem muszę stwierdzić, że to co nie było możliwe ani w Izraelu, ani w innym kraju, którego obywatele padli ofiarą ludobójstwa, może stać realne w Polsce za przyczyną wątpliwych działań Kancelarii Prezydenta RP. Wczoraj bowiem minister Krzysztof Szczerski ogłosił pomysł ustanowienia takiego medalu przez prezydentów Polski i Ukrainy. W wywiadzie dla PAP powiedział: "Chodzi przede wszystkim o to, żeby wskazać i uhonorować Polaków, którzy ratowali Ukraińców, Ukraińców, którzy pomagali Polakom w czasach, kiedy dziś wiemy, że dokonywano strasznych zbrodni".
Pomijając poprawność polityczną i tzw. "mit Giedroycia", którym w relacjach polsko-ukraińskich prezydent Andrzej Duda ulega całkowicie, to ów pomysł okrutne ludobójstwo dokonane na Polakach i obywatelach polskich innych narodowości w latach 1939 - 1947 przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię będzie sprowadzać, zwłaszcza w oczach młodego pokolenia, do poziomu wspomnianych sąsiedzkie utarczek. Tak jakby Holokaust Żydów można było nazywać wojną bratobójczą lub konfliktem niemiecko-żydowskim, w czasie którego dwie społeczności mordowały się nawzajem. W tym miejscu trzeba wyraźnie zaznaczyć, że pojednanie polsko-niemieckiego dlatego właśnie jest możliwe, bo Niemcy radykalnie, w przeciwieństwie do Ukrainy, odcięli się od zbrodniczej ideologii i nie czczą ludobójców jako swoich bohaterów narodowych.
Tym większa szkoda, że pan prezydent Andrzej Duda pomimo dwóch już wizyt na Ukrainie ani nie odwiedził masowych mogił pomordowanych Polaków na Wołyniu i Podolu, ani też nie powiedział prawdy o ludobójstwie. Nie przeciwstawił się też skandalicznej gloryfikacji ludobójców z OUN-UPA i SS Galizien, która jest oficjalną linią polityczną prezydenta Petro Poroszenki i rząd w Kijowie. Nie odpowiada również na apele i listy rodzin ofiar UPA, a ich uroczystości i upamiętnienia omija wielkim łukiem, choć w czasie kampanii wyborczej, zwłaszcza pomiędzy pierwsza a drugą turą wyborów prezydenckich, zabiegał usilnie o ich głosy i składał im konkretne deklaracje. Pan prezydent widocznie uważa, że w sojuszu Polski z Ukrainą prawda historyczna i wrażliwość rodzin ofiar jest tylko przeszkodą.
Dodam, że sprawiedliwych Ukraińców, którzy w czasie ludobójstwa ratowali Polaków, rodziny kresowe czczą od dawna. Sam poświęciłem kilka pamiątkowych tablic im dedykowanym, ale przedstawicieli ani Kancelarii Prezydenta RP, ani ambasady Ukrainy w Warszawie, nigdy na tych uroczystościach nie było. To mówi samo za siebie.