Działania prezydenta Petro Poroszenki, który ustawicznie korzysta z hojnej pomocy władz polskich, są nie tylko rażącą niewdzięcznością, ale świadomą prowokacją, wobec której władze polskie nie powinny dalej milczeć.
Niedzielna wizyta prezydenta Ukrainy do wsi Sahryń w powiecie hrubieszowskim wywołała w wielu polskich środowiskach ogromne oburzenie. Po pierwsze dlatego, że miała ona miejsce w dniu, w którym jak co roku rodziny ofiar UPA i SS Galizien obchodziły wspólnie z organizacjami społecznymi i patriotycznymi 75. rocznicę "Krwawej Niedzieli", będącej apogeum ukraińskiego ludobójstwa Polaków, które dotknęło także część Lubelszczyzny.
Po drugie, że w tym samym dniu prezydent Andrzej Duda udał się na Wołyń, gdzie w katedrze w Łucku modlił się za ofiary ludobójstwa, a następnie złożył symboliczny wieniec na miejscu jednej z wsi polskich, wymordowanej i zrównanej z ziemią przez banderowców. Bardzo wymowny gest, tym bardziej, że polski prezydent po raz pierwszy (choć na ziemi ukraińskiej był już po raz czwarty) powiedział prawdę o ludobójstwie i i jego sprawcach. Po trzecie dlatego, że postawienie przez prezydenta Poroszenkę, gloryfikatora UPA, znaku równości pomiędzy krwawą tragedią w Sahryniu a ludobójstwem ludności polskiej jest daleką idącą manipulacją.
Z tego powodu trzeba przypomnieć, że wydarzenia w Sahryniu były walką zbrojnych oddziałów. Miejscowość ta, zamieszkała w większości przez Ukraińców, była bazą wypadową tak dla policjantów ukraińskich na żołdzie Hitlera, jak oddziałów UPA. Formacje te dokonywały ciągłych zbrodni na okolicznej ludności polskiej. Chcąc chronić tę ludność dowództwo AK postanowiło zniszczyć wrogą bazę. Ataku tego w nocy z 9 na 10 marca 1944 r. dokonał kilkusetosobowy oddział pod dowództwem por. Zenona Jachymka os. "Wiktor". Oficer ten, chłopski syn spod Tomaszowa Lubelskiego, walczył dzielnie w 1939 r., a następnie w partyzantce. Przed uderzeniem na Sahryń wydał rozkaz oszczędzenia ludności cywilnej. Fakt ten potwierdza nawet historyk Grzegorz Motyka, znany ze swej "wyrozumiałości" dla UPA. Niestety pomimo tego rozkazu doszło do śmierci ukraińskich cywili.
Śp. prof. Józef Wysocki z Wrocławia tak to opisuje: "Po wystrzeleniu rakiety Ukraińcy zostali wezwani do poddania się, lub wyjścia kobiet i dzieci. Krzyknięto im, że są otoczeni i nie mają szans. Na te wezwania faszyści odpowiedzieli chaotycznym ogniem, nie czyniąc oblegającym żadnej szkody, gdyż ci byli na to przygotowani. Wówczas oddziały polskie otworzyły zmasowany ogień na wieś, która natychmiast stanęła w płomieniach. Niestety, "kule nie wybierają" i w trakcie tej palby mogli zginąć niewinni cywile. Polacy zdobywali dom po domu, a pochowane w piwnicach kobiety i dzieci były zwalniane. Upowcy, policjanci i esesmani (prawdopodobnie dezerterzy z SS-Galizien) ostrzeliwali się, ale nie mieli szans wobec dziesięciokrotnej polskiej przewagi. Zginęli wszyscy, około stu mężczyzn i bliżej nieznana ilość kobiet i dzieci, które zginęły od kul zabłąkanych. Po zdobyciu wsi dopiero okazało się, że Sahryń stanowił koszary UPA. W stodołach były piętrowe łóżka, duża kuchnia polowa, w bunkrach pod niemal każdą chałupą były magazyny broni, amunicji, żywności, itp. Po dokonaniu tego prewencyjnego ataku, w okolicy zapanował spokój".
Obecna propaganda ukraińska urabia mit, że Sahryń to "anty-Wołyń". W podobny sposób postępują także Rosjanie traktując zgony jeńców bolszewickich w 1920 r. jako "anty-Katyń". Zaskakująca jest więc postawa polskiego MSZ, które na coś takiego nie reaguje. Co więcej, wyraziło ono zgodę, aby w Sahryniu prezydenta Ukrainy witało wojsko, ale nie polskie, tylko - uwaga! - ukraińskie, czyli tak jakby to już nie była część Polski. Nawiasem mówiąc, wizycie prezydenta na Wołyniu nie towarzyszyła żadna asysta wojskowa, ani żaden z ważnych urzędników. Dodam, że Ukraińcy, którzy zginęli w Sahryniu mają swój pomnik i uporządkowane groby. Z kolei kości Polaków wymordowanych na Wołyniu nadal nie mają chrześcijańskiego pochówku, bo ekipa Poroszenki tego zabrania. Taka to "symetria" między Polską a Ukrainą.
IPN w 2011 roku na spotkaniu Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowościowych na wniosek mniejszości ukraińskiej przedstawił następujące stanowisko "Po przeprowadzeniu szeregu czynności procesowych w tej sprawie oraz wyczerpaniu inicjatywy dowodowej, postanowieniem z dnia 19 marca 2010 roku śledztwo w tej sprawie umorzono (..) oraz na podstawie art. 17 § 1 pkt 6 kpk (wobec braku ustawowych znamion zbrodni przeciwko ludzkości i przedawnienia karalności czynu) oraz na podstawie art. 322 § 1 kpk (wobec niewykrycia sprawców przestępstwa). Postanowienie o umorzeniu śledztwa - zgodnie z wymogami procesowymi - doręczono ustalonym w toku postępowania 42 pokrzywdzonym. Do chwili obecnej do Oddziałowej Komisji nie wpłynęły zażalenia od stron tego postępowania." Oznacza to jednoznacznie, że ludobójstwa w Sahryniu nie było.
Dodam też, że wspólny protest przeciwko bezczeszczeniu pamięci żołnierzy AK i BCh ogłosili parę lat temu m.in. Sławomir Zawiślak, prezes Światowego Związku Żołnierzy AK Okręg Zamość, Janina Kalinowska, prezes Stowarzyszenia Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu oraz Jerzy Krzyżewski, prezes Hrubieszowskiego Towarzystwa Regionalnego. W proteście swym napisali: "Z całą stanowczością oświadczamy, że tego rodzaju informacje są nieprawdziwe i tendencyjne, stając się tym samym dogodnym środkiem w rękach wrogich naszemu Narodowi ukraińskich nacjonalistów, dokonujących manipulacji polską historią. Wyrażamy szczególny żal pod adresem tych polskich środków masowego przekazu, które te niesprawiedliwe i bezczeszczące pamięć por. "Wiktora" i jego żołnierzy informacje przekazywały w ostatnim czasie."
Reasumując, działania prezydenta Petro Poroszenki, który ustawicznie korzysta z hojnej pomocy władz polskich, są nie tylko rażącą niewdzięcznością, ale świadomą prowokacją, wobec której władze polskie nie powinny dalej milczeć.
(m)