Takie ustawiczne biadolenie i szukanie dziury w całym jest źle odbierane. Zwłaszcza, gdy łączy się ono z próbą cenzurowania nie tylko dziennikarzy i historyków, ale i nawet satyryków i raperów.

REKLAMA

W miniony wtorek uczestniczyłem jako jeden z prelegentów w debacie pt. "Relacje polsko-ukraińskie w cieniu Wołynia. Historia naznaczona cierpieniem". Odbyła się ona w auli Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, a jej organizatorem było Studenckie Koło Naukowe Spraw Zagranicznych. Sala była pełna po brzegi, a znaczną część słuchaczy stanowili studenci z Ukrainy. Niestety, w ostatniej chwili z udziału wycofało się dwaj prelegentów: Bogumiła Berdychowska, która w 2007 r. zorganizowała akcję przeciwko postawieniu w centrum Warszawy pomnika ofiar banderowskiego ludobójstwa na Kresach Wschodnich, oraz Piotr Tyma, przewodniczący Związku Ukraińców w Polsce, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi negujących owo ludobójstwo.

Szkoda, że tak się stało, bo organizatorzy włożyli bardzo wiele wysiłku, aby debata miała merytoryczny i obiektywny przebieg. Osobiście żałuję, że pan Tyma nie chciał przedstawić swoich racji, zwłaszcza ustosunkować się do pytań, które dotyczyły jego oficjalnych doniesień do prokuratury, złożonych w tych dniach na podróżnika i satyryka Wojciecha Cejrowskiego oraz rapera Stopę z Częstochowy. W ich twórczości miał on bowiem doszukał się treści antyukraińskich. W pierwszym wypadku poszło o rozmowę Cejrowskiego z redaktorem Andrzejem Rudnikiem w Radiu Koszalin. W drugim o utwór muzyczny o zagładzie Polaków na Wołyniu.

Nie wiem, co zrobi w tej kwestii prokuratura, ale takie postępowania stwarza bardzo złą atmosferę wokół Związku Ukraińców w Polsce, który co roku otrzymuje bardzo hojnie finansowane z kieszeni polskiego podatnika, a który piórem swego szefa ciągle kogoś oskarża i ustawicznie użala się na swój "ciężki los" w Trzeciej Rzeczypospolitej. Z tych doniesień, pisanych do przeróżnych instytucji, powstałoby kilka opasłych tomów. W społeczeństwie polskim takie ustawiczne biadolenie i szukanie dziury w całym jest źle odbierane. Zwłaszcza, gdy łączy się ono z próbą cenzurowania nie tylko dziennikarzy i historyków, ale i nawet satyryków i raperów. Poza tym, takie postępowanie prowadzi do kompletnych absurdów, które starsze pokolenie zna z czasów PRL, kiedy to aparat partyjny z czujnością i nadgorliwością doszukiwał się wszędzie elementów antysocjalistycznych i antyradzieckich.

Mam więc nadzieję, że prokuratura, która ma poważniejsze problemy na głowie, nie będzie na każe zawołanie bawić się w analizowanie twórczości publicystycznej i artystycznej. Zwłaszcza, że polem do dyskusji jest aula akademicka, a nie gabinety śledczych.