Masz wrażenie, że opinie i prognozy ekspertów wypowiadających się w mediach nie mają się nijak do rzeczywistości? Nie możesz zrozumieć, dlaczego wciąż są pytani o zdanie, choć w większości przypadków się mylą? Dziwisz się dlaczego sam ich słuchasz, choć przecież w żaden sposób nie pomagają ci zrozumieć rzeczywistości? Cóż, sam sobie jesteś winny. To bowiem słuchacze i odbiorcy komentarzy uczą ekspertów, że nie ważna jest dokładność ich prognoz, ale pewność siebie, z jaką je wygłaszają.
Ten wniosek - nie odbiegający zresztą od tego, co podpowiada nam intuicja - znalazł właśnie naukowe potwierdzenie dzięki sprytnemu eksperymentowi, wymyślonemu przez studentów ekonomii z Washington State University, a wykorzystującemu popularny serwis społecznościowy. Ben Smith i Jadrian Wooten przeanalizowali około miliarda wpisów na Twitterze i odkryli, co buduje popularność "ćwierkajacych". Okazuje się, że rzeczywiście decyduje nie merytoryczna wartość ich opinii, ale demonstrowane w nich silne przekonanie o własnej racji.
Początkowo studenci chcieli poddać krytycznej ocenie jakość przewidywań ekspertów ekonomicznych. Okazało się jednak, że powiązanie czasu wygłaszania ich opinii z późniejszymi konkretnymi wynikami giełdy będzie zbyt trudne. Smith i Wooten wpadli wtedy na pomysł, by bliżej przyjrzeć się przewidywaniom... ekspertów sportowych. To okazało się zdecydowanie prostsze. Smith opracował program komputerowy, analizujący wpisy na Twitterze, dotyczące najważniejszych w Stanach Zjednoczonych wydarzeń sportowych, ubiegłorocznych play-offów i finałów ligi baseballa i tegorocznego Super Bowl, finału rozgrywek futbolu amerykańskiego.
Program wyszukiwał tweety zawierające nazwy drużyn, wyrażenia kojarzące się z przewidywaniem wyników meczów, jak na przykład "wygrać", "pokonać", a także słowa określające poziom pewności, co do tych prognoz, na przykład "zmiażdżyć", "unicestwić", czy "rozgromić". Porównano te przewidywania z rzeczywistymi wynikami rozgrywek, a grupę ćwierkających na te tematy podzielono na ekspertów, którzy sportem zajmują się profesjonalnie i amatorów.
I jedni, i drudzy okazali się w przewidywaniach słabsi niż rzut monetą. Eksperci trafnie przewidywali wyniki meczów w 47 procent przypadków, amatorzy mieli racje w 45 procent. Jedni i drudzy znacznie jednak różnili się przekonaniem o własnej racji. W przypadku ekspertów współczynnik pewności siebie sięgał 0,48 podczas, gdy u amatorów był na poziomie 0,313.
Analiza popularności tweetujących pokazała, że zdecydowanie to pewność siebie przyciągała odbiorców, dokładność i "sprawdzalność" prognoz miała znaczenie drugorzędne. I tak eksperci dzięki swej wiedzy i dokładności mogli zwiększyć liczbę obserwujących o 3,4 procent, amatorzy o 7,3 procent. Demonstrowanie przekonania o własnej nieomylności pozwalało ekspertom zyskać przeciętnie 17 procent obserwujących, a amatorom aż 20 procent. Odpowiedź na pytanie, co się bardziej opłaca, jest więc oczywista.
Wszystkie te liczby dają pokaźne pole do interpretacji. Sami autorzy pracy sugerują, że nasza skłonność do poddawania się stanowczym opiniom to wyraz lęku przed niepewnością. Niepewność budzi stres, którego chcemy unikać, szukamy więc jasnych i jednoznacznych deklaracji. Nawet jeśli przy okazji mimowolnie ulegamy opiniom wyssanym z palca.
Nie widzę potrzeby wymieniania sytuacji, w których poza sportem, od polityki po kulturę, ciągle wpadamy w tę samą pułapkę. Każdy z nas może sam znaleźć aż za dużo przykładów, kiedy dajemy się różnym autorytetom robić w konia. Ja tylko twierdzę - na tyle stanowczo, na ile mam w zwyczaju - że sami jesteśmy sobie do cholery winni.