...a powiem ci, kim jesteś. Takie mamy czasy. Nasz polityczny spór przeniósł się w ostatnich tygodniach silniej na pole historyczne i trzeba uczciwie przyznać, że nie przestaje tam rozkwitać. Im bardziej jednak rozkwita, tym bardziej widać, że rozkład sił i emocji zaczyna się zmieniać. Ci, którzy wynoszą na sztandary TW "Bolka" w opozycji do tych, którzy odwołują się choćby do tradycji Żołnierzy Wyklętych, muszą liczyć się ze spektakularną klęską.

REKLAMA

Historia zawsze będzie wpływać na dyskusje o teraźniejszości, szczególnie tam, gdzie nie mogła być nigdy opowiedziana do końca. U nas nie mogła być prawdziwa nawet w czasie ćwierćwiecza III RP. Trudno się wiec dziwić, że mamy w głowie bałagan. Są szanse, że stopniowo to się zmieni, choć głowy za to uciąć sobie nie dam. Przynajmniej na razie.


"Bolek" jako bohater zbiorowej świadomości odprysku "elit" III RP to przypadek w gruncie rzeczy kabaretowy. Oto całe - niezbyt liczne, ale jednak - rzesze ludzi uznających się za inteligentnych gotowe są głosić, że donoszenie za pieniądze służbom bezpieczeństwa opresyjnego państwa nie ma w gruncie rzeczy znaczenia, nie przekreśla, nie stanowi nawet plamy na honorze. Przekonują też, że taka działalność nie wymaga przyznania się, ani słowa przepraszam. Że można na niej zbudować legendę, która oprze się prawdzie, zdrowemu rozsądkowi, a przede wszystkim zwykłemu, ludzkiemu poczuciu sprawiedliwości. Nie chciałbym być przesadnym optymistą, ale mam wrażenie, że to już dłużej nie przejdzie.


Dlaczego? Powodów jest wiele. Ale ja chciałbym się skupić nad jednym. Na rosnącym przekonaniu, że mamy prawo do dumy z własnej historii, do docenienia i honorowania naszych dziadów i ojców, do przekonania, że w tej momentami szalonej Europie jesteśmy jeszcze ostoją honoru i zdrowego rozsądku. I nie widzimy powodu, byśmy mieli przepraszać kogokolwiek za to, że jesteśmy i jacy jesteśmy.


Jeśli tak, nie możemy nie zadać sobie pytania o to, jakim cudem po 1989 roku tak często dawaliśmy sobie wmówić, że jesteśmy gorsi, że powinniśmy się za coś wstydzić, że nasze krzywdy i zasługi nikogo nie obchodzą, a jeśli coś jest rzeczywiście ważne to przewiny tych z nas, którzy kiedyś zachowali się podle. I to oczywiście nie wszystkich, a już na pewno nie tych, którzy - wiecie, rozumiecie - wprowadzali komunizm. Przewiny, owszem trzeba nazwać, ale ważne są proporcje. Te proporcje w III RP były mocno zachwiane. Nie da się racjonalnie usprawiedliwić elit, które w takim poniewieraniu pamięcią własnego narodu uczestniczą, szczególnie jeśli ów naród wojen nie rozpoczynał, co najwyżej samą swoją obecnością działał sąsiadom na nerwy.

Polska bardzo potrzebuje Europy, ale Europa w obecnym stanie także bardzo potrzebuje Polski. Potrzebuje oryginalnego, niespętanego polityczną poprawnością i globalnymi, finansowymi interesami myślenia, potrzebuje faktycznej, a nie fasadowej solidarności i nadziei, że nie musi być tak jak jest, że może być lepiej. Potrzebuje tez mówienia wprost, jak jest. Bez nowoeuromowy. Europejskie badania pokazują, że Polacy wciąż są jednymi z największych euroentuzjastów, złudzenia co do Unii Europejskiej znacznie szybciej traci opinia publiczna na Zachodzie, jeśli chcemy starać się mieć większy wpływ na to co się tu dzieje, musimy próbować właśnie teraz.

By jednak móc liczyć na to, ze ktoś nas wysłucha, że ktoś weźmie pod uwagę nasze interesy, musimy mieć w sobie wolę działania, wyobraźnię i odwagę, która jest przywilejem ludzi dumnych i świadomych swojej wartości. Po 1989 roku wiele uczyniono, by nam te świadomość własnej wartości odebrać, nie możemy się na to dłużej godzić. Dlatego właśnie TW "Bolek", ani żaden inny TW, nie nadaje się dłużej na bohatera naszej zbiorowej wyobraźni. Do świadomości wielu, zwłaszcza młodych ludzi dociera, że o prawdziwych bohaterach niewiele dotąd słyszeli. I będą chcieli usłyszeć więcej. Tego już obrońcy pamięci "utrwalaczy władzy ludowej" nie zatrzymają.

To nie jest tak, że nie należy wad swego narodu dostrzegać i wytykać, ale należy to robić w naszym własnym, a nie cudzym interesie. Trudno, w Europie nie ma zmiłuj się. Nikt nie będzie nas szanował, jeśli sami się szanować nie będziemy. I nikt nie przegapi okazji, by wykorzystać naszą naiwność. Tej naiwności w tym ćwierćwieczu pokazaliśmy stanowczo za dużo. I już wystarczy.