Całus Pani Prezydentowej przesłany na nowojorskiej ulicy gronu niezbyt uprzejmych przedstawicieli amerykańskiej Polonii wydaje mi się istotnym sygnałem. Oznacza po pierwsze, że Agata Duda straciła cierpliwość, po drugie, że mimo to skutecznie pilnowała, by zachować się z klasą. Co do klasy obecnej Pierwszej Damy nigdy nie miałem wątpliwości, co do pewnego zniecierpliwienia wyczuwam, że zwiastuje ono kolejny etap w najnowszej historii naszych polsko-polskich stosunków. Niekoniecznie lepszy. Etap utraty cierpliwości.

REKLAMA

Popularne twierdzenia o tym, jakąż to grubą skórę muszą mieć osoby publiczne, jak niewrażliwe muszą być na krytykę i - owszem - czasem też i chamstwo, nie do końca mnie przekonuje. Niewrażliwość na zaczepki, przypadki nieuprzejmości, czasem też i chamstwo jest pierwszym krokiem do utraty wrażliwości na innych ludzi, a bez niej nasze wzajemne kontakty mogą stać się tylko gorsze. Dlatego właśnie pewne zachowania muszą budzić zniecierpliwienie, powinny wywoływać sprzeciw, być piętnowane bez względu na to, kto za nimi stoi, komu mogą się przydać i w czyim interesie są podejmowane.

Elity III RP usilnie narzucały nam przez lata nowe wzorce polskiego wstydu usiłując nas pozbawić coraz to kolejnych z zakorzenionych w naszej świadomości powodów do dumy. Owa działalność może się teraz obrócić przeciw nim samym. Polacy mogą właśnie im dokładniej się przyjrzeć i uświadomić sobie, że jeśli już faktycznie muszą się czegoś wstydzić, to może właśnie owych samozwańczych elit. A jeśli tak, to może warto je owego statusu pozbawić w najprostszy możliwy sposób, kompletnie przestając się nimi przejmować. Problem tylko w tym, że kolejnych przykładów obs... hm... marowywania naszego kraju trudno nie zauważać i coraz trudniej zachować wobec nich cierpliwość i klasę.

Dotychczasowe elity w swej rozpaczy nad wymykającym się im z rąk rządzie dusz wykazują chwilami tak skrajny brak obiektywizmu, że aż zęby bolą. I jeśli tylko mogą, z upodobaniem upowszechniają za granicą opinie na temat naszego kraju, które z rzeczywistością mają bardzo luźny związek. Osobliwy rekord pobiła tu swym najnowszym tekstem w dzienniku "The Washington Post" Anne Applebaum, żona byłego szefa polskiej dyplomacji, Radosława Sikorskiego.

W tekście pod tytułem "W Polsce, zapowiedź tego, co Trump może zrobić Ameryce" pani Applebaum twierdzi, że spiskowa teoria smoleńska uzyskała w naszym kraju pod rządami PiS status ideologii państwowej, a Donald Trump, jeśli zdobędzie władzę, może użyć instytucji państwowych, by podobnie promować spiskowe teorie, które sam wyznaje. Choćby "birtherism", przekonanie, że Barack Obama nie urodził się na terenie USA i nie miał prawa ubiegać się o stanowisko prezydenta. Cóż, oczernianie obywateli swojej (przybranej, ale jednak) ojczyzny dla doraźnego celu, jakim jest uderzenie w Donalda Trumpa, zestawianie obu tak dramatycznie odmiennych spraw, jest po prostu obrzydliwe, ale posługiwanie się przy tym zmyślonymi faktami i cytatami to już skandal. Pani Applebaum pisze między innymi, że generał Błasik miał być obecny w kokpicie i nakłaniać pilotów do lądowania słowami "Be bold, you’ll make it", czyli "Odważnie, dacie radę"... Nie wiem, skąd autorka wzięła ten cytat, być może trzeba ją będzie o to zapytać, fakt, że go użyła świadczy o prawdziwym upadku standardów. Nie tylko dziennikarskich. Doskonale przecież zdaje sobie ona sprawę z tego, że w tym naszym dramatycznym sporze każde słowo się liczy. A to akurat tylko jedna z wielu "nieścisłości", którą można w jej tekście znaleźć.

Do myśli, że są wśród nas osoby, które ani Polski, ani innych Polaków nie lubią, że można w ich wypadku mówić wręcz o uczuleniu na tradycyjne przejawy polskości, musimy się przyzwyczaić. Do tego, że na ich opinie chętnie będą powoływać się ludzie na świecie nam nieprzychylni, też. Trzeba liczyć się z tym, że takich przypadków będzie jeszcze coraz więcej i więcej. Jeśli chcemy u siebie i w Europie mieć coś do powiedzenia, musimy się z tym stanowczo mierzyć. Jeśli większości z nas, mimo różnic poglądów, uda się jeszcze zachować przy tym klasę, jest szansa, że wyjdziemy na prostą. Mimo wszystko.