Stanowczość z jaką wyrażamy nasze przekonania i trzymamy się ich mimo zmieniających się - przynajmniej czasem - okoliczności wskazuje na to, że w poglądach na otaczający nas świat stajemy się w coraz większym stopniu dogmatyczni. Jesteśmy coraz bardziej bezkrytycznie przywiązani do pewnych stwierdzeń i odrzucamy nie tylko sens, ale nawet możliwość poddawania ich weryfikacji. Co ciekawe dotyczy to w przygnębiającym stopniu tzw. środowisk opiniotwórczych, które za Andrzejem Fryczem Modrzewskim powinny powtarzać, że "kto ma uzasadnione wątpliwości, osiągnie wiedzę". No ale tu kluczem jest słowo "uzasadnione". Jeśli uzasadnimy sobie przekonanie, że wątpliwości nie ma, to hulaj dusza...
Opublikowane niedawno przez naukowców z University College London i Max Planck Institute for Biological Cybernetics wyniki badań wskazują na to, że lepiej raczej nie będzie. Na łamach czasopisma "PNAS" piszą, że jeśli mamy utrwalone poglądy to nawet w sytuacjach, gdy zdajemy sobie sprawę ze swojej niewiedzy, nie szukamy większej ilości informacji. Przynajmniej jeśli mamy skłonność do dogmatycznego myślenia. A przecież mamy. Po poziomie i stabilności naszej politycznej polaryzacji dość dobrze to widać. Problem dotyczy przy tym nie tylko polityki, ale wielu innych ważnych zagadnień, choćby zdrowotnych, naukowych, czy religijnych. W roku 2020 nam ich nie brakuje.
Autorzy pracy chcieli sprawdzić, czy nasz dogmatyzm wynika z tego, jak poważnie traktujemy ważne dla nas przekonania, czy mają w tym udział jeszcze inne mechanizmy natury poznawczej, niezależne od konkretnych opinii na ten, czy inny temat. By to zbadać poproszono 700 osób o udział w prostym internetowym eksperymencie. Pokazywano im dwa pudełka z migającymi punktami i proszono o ocenę, na którym liczba tych punktów jest większa. Gdy dokonali już pierwszego wyboru, umożliwiono im zobaczenie na życzenie dokładniejszego obrazu pudełek i ewentualną zmianę zdania.
Jak tłumaczy współautor pracy, Lion Schulz z Max Planck Institute układ eksperymentu odpowiadał sytuacji, gdy w codziennym życiu słyszymy jakąś informację, ale nie mamy pewności, czy jest prawdziwa. Czy decydujemy się na sprawdzenie wiarygodności źródła, czy po prostu podajemy informację dalej? Uczestnikom testów dano jeszcze do wypełnienia kwestionariusze, które pomagały ocenić zarówno ich polityczną orientację, jak i poziom przekonania o słuszności własnych poglądów.
Okazało się, że osoby umiarkowane w poglądach i dogmatyczne nie różniły się ani dokładnością pierwszych wskazań, ani nawet stopniem przekonania, że wskazywały poprawnie, dogmatycy jednak znacznie częściej odmawiali oglądania dokładniejszego obrazu. Było to szczególnie widoczne w przypadkach, gdy generalnie wszyscy uczestnicy mieli większe wątpliwości co do poprawności wyboru. Dogmatycy na tym przegrywali, bo ich wskazania częściej były niepoprawne.
Fakt, że różnica między osobami umiarkowanymi, a dogmatykami była tak wyraźnie widoczna w prostej internetowej grze pokazuje, że nasza skłonność do dogmatyzmu nie musi wynikać z tego, jak wysoko cenimy sobie pewne przekonania, ale może mieć związek z procesami poznawczymi na bardziej fundamentalnym poziomie. Wyraźnie widać, że nawet mając dostęp do dokładniejszej informacji nie musimy mieć ochoty z niej skorzystać. Autorzy pracy są przekonani, że to ma odniesienie do naszego życia publicznego. I nie sposób się z nimi nie zgodzić.
O sprawie zwracania uwagi na poglądy innych, zmiany zdania pod ich wpływem lub pozostawania przy swoim tratują też najnowsze badania naukowców z Max Planck Institute for Human Development i University of Amsterdam. Na łamach czasopisma "Proceedings of the Royal Society of London B." piszą, co ich zdaniem powstrzymuje nas przed zmianą zdania. I tu okazuje się, że jesteśmy przywiązani do własnych opinii, na innych zwracamy uwagę tym chętniej, im ich zdanie mniej odbiega od naszego. Jeśli już jesteśmy skłonni skorygować swoją opinię to w odpowiedzi na zdanie, które lekko od niej odbiega, ale nie takie, które jest jej całkowicie przeciwne.
Co oczywiste, na nasze opinie od wieków wpływały zarówno rozmowy z innymi, jak i obserwacja ich zachowań. Tego typu oddziaływania w dobie popularności portali społecznościowych ulegają jednak pewnej zmianie. Z jednej strony w internecie możemy znaleźć opinie całkowicie sprzeczne z naszymi, z drugiej strony w codziennej praktyce internetowe algorytmy pokazują nam głównie to, co chcemy zobaczyć i tych, którzy myślą podobnie do nas. By sprawdzić na ile poddajemy się opinii innych badacze pod kierunkiem Lucasa Mollemana pokazywali ochotnikom obrazy stad zwierząt i prosili o ocenę ich liczebności. Po pierwszej ocenie uczestnicy dostawali jeszcze opinie trzech innych uczestników testu i mogli skorygować swoje własne wskazanie. To pozwalało ocenić, na ile są skłonni korzystać ze społecznej informacji, która dociera do nich z zewnątrz.
W 30 rundach eksperymentu badacze mieli możliwość modyfikowania podawanych uczestnikom informacji. Opinie innych uczestników testów bywały mniej lub bardziej odmienne od ich własnych wskazań, czasem nawet zupełnie skrajne. Okazało się, że najchętniej modyfikowano opinię pod wpływem wskazań innych, które były podobne między sobą i nie odbiegały znacząco od wstępnego szacunku samego konkretnego uczestnika.
Jeśli opinie innych różniły się w znaczącym stopniu, ich znaczenie dla konkretnego uczestnika było mniejsze. Choć nie było powodu, by którąkolwiek opinię traktować jako bardziej wiarygodną od innych, nie było tam przecież żadnych profesjonalnych specjalistów od liczenia zwierząt, uczestnicy testu byli mocno przywiązani do własnych ocen i niechętnie brali pod uwagę szacunki istotnie od nich odbiegające.
To wszystko, w powiązaniu z kilkoma modelami opracowanymi przez autorów tej pracy potwierdziło to, czego od pewnego czasu coraz bardziej się obawiamy. Wydaje się, że mamy naturalną, mocno uwarunkowaną skłonność do zamykania się w bańkach informacyjnych i dostępność internetu, który teoretycznie otwiera nas na cały świat, istotnie tego nie zmienia. Wręcz przeciwnie. Podobnie jak lubimy te piosenki, które już znamy, gotowi jesteśmy słuchać przede wszystkim tych opinii, z którymi się zgadzamy.
Co dalej? Niby doświadczenie podpowiada, że zanim podejmie się decyzje warto poznać odmienny punkt widzenia. Wydaje się też pewne, że takie stadne, spolaryzowane, nieprzemakalne myślenie nie pomaga opinii publicznej optymalnie "mobilizować" polityków ani rządzącej, ani opozycyjnej strony. Niestety, nie umiemy tego przezwyciężyć. Może wszystko dlatego, że wystawianie się na naprawdę odmienne poglądy w coraz większym stopniu nas po prostu boli. Jeśli ktoś będzie miał pomysł jak ten ból zbadać, a może i uśmierzyć, zasłuży na grant. Albo i coś więcej...