Od protestu niepełnosprawnych i ich opiekunów, po stan zdrowia Jarosława Kaczyńskiego. Od sprawy Pomnika Katyńskiego w Jersey City, po obchody 200. urodzin Marksa. Od zakupu kolekcji Czartoryskich, po rejs dookoła świata w stulecie Niepodległej. Jesteśmy w stanie pokłócić się dosłownie o wszystko i te przykłady z ostatnich tygodni tylko to potwierdzają. Jeśli nawet przyjąć, że spór jest istotnym elementem życia społecznego i politycznego, to ostrość owych sporów od dawna nie jest u nas normalna. Tym bardziej, że przy odrobinie dobrej woli, w każdej z tych spraw moglibyśmy szukać sami ze sobą kompromisu. I ten kompromis bardzo by się nam na skołatane nerwy przydał. A jednak pozostajemy w swych opiniach boleśnie przerąbani…
Najprostsza jest sprawa choroby prezesa PiS, która w żadnym, powtarzam żadnym kulturalnym towarzystwie nie powinna być pretekstem do internetowego czy jakiegokolwiek innego, hejtu. Ci którzy go uprawiają, popierają, rozsyłają, anonimowo, czy nie, wychodzą poza granice naszej wspólnej cywilizacji. Oczywiście dotyczy to też innych hejterów, także tych, którzy popierając Jarosława Kaczyńskiego wylewają pomyje na jego przeciwników. Dotyczy to wszystkich hejterów, którzy zatruwają życie komukolwiek, także tym z polityką niezwiązanym. Ale tym razem ten szczególny hejt płynie ze środowisk rzekomo zatroskanych o demokrację i wolność w Polsce, jednoznacznie szczerość tych intencji demaskując. Można byłoby nad tym zapanować. Dobrze by nam to zrobiło. Wszystkim.
A co z niepełnosprawnymi? Czy to nie mógłby być temat do wspólnej refleksji? Mógłby. Opinia publiczna opowiada się za daleko idącą pomocą dla tych naprawdę potrzebujących osób. I totalna opozycja, i rząd nie mają w ich sprawie do końca czystego sumienia, mogłyby więc spróbować stworzyć tu porozumienie ponad podziałami, które pomoże, jeśli nie całkiem rozwiązać - bo to chyba za trudne - to przynajmniej realnie złagodzić problem. Zamiast tego mamy opozycję, która bez przerwy tylko i wyłącznie nakręca emocje i władzę, której niektórzy przedstawiciele tracą coraz wyraźniej poczucie przyzwoitości i owszem, instynkt samozachowawczy. Straszenie protestujących paragrafami i obrażanie ich, podobnie jak prowokowanie ich do coraz większej nieustępliwości i coraz bardziej trudnych do zaakceptowania oświadczeń, niczemu poza awanturą nie służą. A awantura, choć opozycji zdaje się, że uderza tylko w rząd, może z czasem uderzyć też w samo środowisko niepełnosprawnych. Warto byłoby do tego nie dopuścić. Zgodnie.
Sprawy rejsu w ramach projektu "Polska 100" i udziału w nim Polskiej Fundacji Narodowej, a także zakupu kolekcji Czartoryskich wiążą się ze sobą przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Obie są przedmiotem medialnych burz, z których jedna jest uzasadniona, a druga nie. W obu jednak, jak w soczewce skupiają się mechanizmy naszych zbiorowych negatywnych emocji. Opozycji Polska Fundacja Narodowa nie podobała się od początku "bo nie", w przypadku owego rejsu widać to najwyraźniej, bo jeszcze dwa dni temu krytykowano PFN za to, że zamierza Mateuszowi Kusznierewiczowi płacić, a dziś krytykuje się Fundację za to, że Mateuszowi Kusznierewiczowi płacić nie chce. W sumie, jak się nie kręć... Ale pomijając kalizm opozycji, w istocie też... nie sposób Fundacji bronić. Dla środowisk, którym obrona dobrego imienia Polski jest bliska, powstanie PFN było absolutnie konieczne tyle, że z owego powstania, poza wydatkami, kompletnie nic nie wynika. Ja bym naprawdę chciał, by okazało się za jakiś czas, że dyskretne i zakulisowe działania PFN przyniosą nam gigantyczne pożytki, ja bym nawet trzymał kciuki, by ów jacht faktycznie rozsławił nas na morzach i oceanach, tyle że na razie absolutnie nic na to nie wskazuje.
O ile jednak za nadzór nad PFN Ministerstwu Kultury należy się łomot, za zakup kolekcji Czartoryskich należy się medal. Złoty medal. I naprawdę niech mi nikt nie wmawia, że w chwili, gdy dokumenty podpisywano myślał, że 100 milionów euro zostanie w Polsce. No dajmy spokój. Tyle warta była sama "Dama", a my cieszmy się, że te tysiące zabytków będą mogły być w kraju właściwie eksponowane. Ministerstwo od dziedzictwa narodowego zajęło się tym, co ma w nazwie i naciskajmy teraz, by jak najszybciej i najlepiej było w stanie nam tę całą kolekcję pokazać. I w sprawie negatywnej (na razie) oceny rejsu i pozytywnej oceny zakupu kolekcji Czartoryskich myślę, że moglibyśmy się ponad podziałami porozumieć. Może nawet byłoby warto.
Zestawienie pomnika w Jersey City z pomnikiem w Trewirze, jest jeszcze bardziej oczywiste. W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z próbami zakłamywania historii, wybielania komunizmu, ukrywania zbrodni, do których ten system doprowadził. Mamy kolejny dowód, że historia XX wieku jeszcze się nie skończyła. Burmistrz, ignorant i idiota, lekceważąc Pomnik Katyński rani wrażliwość głównie Polaków, szef Komisji Europejskiej, dodatkowo jeszcze cynik, oddając hołd Marksowi pokazuje, gdzie ma wrażliwość milionów obywateli państw Unii Europejskiej zza żelaznej kurtyny. W obu sprawach cała opinia publiczna w Polsce, może poza jawnie i skrajnie postkomunistycznymi niedobitkami, bez względu na bieżące polityczne sympatie, powinna być po tej samej stronie. To bardzo smutne, że nie jest. Ale może to się zmieni. Wciąż nie jest za późno.
(mpw)