Jeśli nawet nie byliśmy w stanie w pełni nadążać za logiką zmiany premier Beaty Szydło na premiera Mateusza Morawieckiego, obserwacja reakcji zwolenników i przeciwników rządu na jego rekonstrukcję wskazuje na to, że jakiś plan za tym stał i jego cele chyba właśnie zaczynają się realizować. Mam wrażenie, że dominuje przekonanie o tym, że PiS na tych zmianach wygra i będzie w zbliżającej się serii wyborów walczyć o coś więcej, niż zwykłą większość. Myślę, że zaczyna to docierać nawet do totalnej opozycji.

REKLAMA

Najwięcej emocji z oczywistych względów budziła zmiana na stanowisku szefa MON. Prawo i Sprawiedliwość wyraźnie pokazało, że została ona wymuszona przez prezydenta. To oznacza, że właśnie Andrzej Duda przejmuje znaczną część związanej z tą decyzją odpowiedzialności. Dymisja popularnego - nie tylko wśród najtwardszego elektoratu PiS - ministra sprawia, że poziom zaufania do prezydenta będzie teraz zależny od skutków tej decyzji. A skutki te będą uważnie analizowane. PiS jako całość moim zdaniem wyjdzie z tej zmiany bez szwanku. Elektorat przywiązany do ministra Macierewicza nie ma gdzie pójść, nie zostanie też w czasie wyborów w domu. Jeśli nie potwierdzą się obawy o rozmycie zmian w MON, a pod rządami zaufanego ministra Mariusza Błaszczaka raczej się nie potwierdzą, zwolennicy dotychczasowego ministra w większości przejdą nad tym do porządku dziennego.

Ministra Macierewicza można lubić, można mu ufać, ale nie sposób nie zauważyć, że jego możliwości funkcjonowania w - generalnie skrajnie nieprzychylnym - otoczeniu medialnym były bardzo ograniczone. Bon moty ministra o tym, "jaka to świetna stacja" i "jakie ciekawe pytanie" są zabawne na krótką metę. Szef tak istotnego resortu, nie ma możliwości efektywnego odpierania zmasowanych ataków na siebie, jeśli nie potrafi rozmawiać i polemizować także ze swoimi przeciwnikami. Doskonale zdaję sobie sprawę, że tak często niesłusznie i wręcz wrednie atakowany człowiek musi znaleźć w sobie siłę i zdolność izolacji od nieprzyjaznego otoczenia, ale w praktycznym działaniu resortu stanowiło to istotne obciążenie. Jeśli PiS-owi uda się przedstawić odejście ministra jako konstruktywne ustępstwo, jeśli znajdzie dla niego odpowiednio eksponowane miejsce, jeśli wreszcie minister Błaszczak potwierdzi zasadnicze i silnie popierane przez elektorat PiS kierunki zmian w MON, sprawa partii rządzącej nie zaszkodzi. Antoniemu Macierewiczowi też. Nawet jeśli to dzień dla niego bardzo trudny. I trudny dla tych z nas, którzy mają do niego szczególny szacunek i szczególne zaufanie.

Najśmieszniejszy w całej tej historii jest fakt, że opozycja, dzień w dzień wzywająca do dymisji ministrów Jana Szyszki i Antoniego Macierewicza, nie może się nawet teraz z ich odejścia specjalnie głośno cieszyć. Wszystko za sprawą silnie podkreślanych związków obu byłych ministrów ze środowiskiem ojca Tadeusza Rydzyka. Jeśli PiS ich teraz odsuwa, pokazuje, że nie czuje się od ośrodka toruńskiego zależny. No a przecież na twierdzeniu, że jest zależny opozycja budowała istotną część swojej narracji. Bądź tu mądry i spróbuj to teraz lemingowi wytłumaczyć.

Przy okazji rekonstrukcji rządu PiS nie osłabił pozycji obu koalicjantów, a jednego nawet wzmocnił. Ministrowi Zbigniewowi Ziobrze musi wystarczyć silne wsparcie udzielone reformie sądownictwa przez nowego premiera. W przypadku wicepremiera Jarosława Gowina możemy mówić o prawdziwym zaciągu ludzi ministra nauki do Rady Ministrów. To wskazuje na próbę przesuwania się PiS do technokratycznego centrum, ale i zapewne rosnące szanse kompromisu wokół przygotowanej przez wicepremiera reformy szkolnictwa wyższego. Może i konieczne będą tu pewne ustępstwa, ale projekt nowej ustawy, tak ciepło przyjęty przez większość tego środowiska, ma szansę doczekać się przed wyborami realizacji. W generalnie mało przychylnym, inteligenckim otoczeniu to akurat może PiS-owi wyjść na dobre.

Kolejnym wygranym wydaje się dziś sam premier, który pozostawia nas z wrażeniem, że faktycznie coś może. Zarzuty, że kto inny będzie mu meblował gabinet się nie potwierdziły. Wrażenie nowego otwarcia - tak. "Dobra zmiana" może być teraz realizowana nieco innymi metodami i przy nieco innej retoryce. Nawet jeśli nie wszyscy zwolennicy PiS będą tym zachwyceni, na dłuższą metę ta polityka im się opłaci. Ich partia zwiększa bowiem szanse wygrywania kolejnych wyborów. Co ważne, muszą brać to pod uwagę też inne stolice, musi zauważyć unijna biurokracja.

Oczywiście od samych przemeblowań w Radzie Ministrów problemy kraju się nie rozwiążą. Rząd Mateusza Morawieckiego może spodziewać się przy tym, że będzie krytycznie obserwowany nie tylko przez miłośników opozycji, ale i część dotychczasowych zwolenników dobrej zmiany. W dniu rekonstrukcji udało mu się jednak sprawić wrażenie, że ma na siebie i na Polskę jakiś plan. Może i w związku z odejściem ministra Macierewicza gdzieś strzeliły korki od szampana, ale nikt nie ma chyba wątpliwości, że powodów do świętowania nie ma totalna opozycja. Rząd Mateusza Morawieckiego będzie dla niej teraz jeszcze trudniejszym przeciwnikiem, niż rząd Beaty Szydło. I to akurat może być dla Polski bardzo dobra wiadomość. Może, choć oczywiście nie musi...