Nie wrócimy do czasów sprzed epidemii, dopóki nie będziemy mieli szczepionki - te słowa ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego z konferencji prasowej najlepiej podsumowują sytuację, z jaką musimy się teraz liczyć. Minister zapowiedział też, że do czasu stworzenia szczepionki będziemy musieli zapewne nosić maseczki. Wygląda na to, że normalnie już było, a kiedy już szczepionka się pojawi i maseczki zdejmiemy, niektórzy z nas mogą się nawzajem nie poznać.
Podobnie jak cały świat, jak cała Europa, polski rząd mówi już o potrzebie odmrażania gospodarki. Diabeł oczywiście, jak zawsze, będzie tkwił w szczegółach. Na razie deklaracje są bardzo ostrożne. Trudno się temu dziwić. Być może, w dalszym etapie potrzebna będzie jednak większa odwaga.
Do odwagi trzeba jednak dwojga. Odmrażanie gospodarki uda się moim zdaniem tylko wtedy, a raczej tylko wtedy naprawdę dobrze, jeśli równocześnie dojdzie do pewnego odmrożenia polskiej polityki, jeśli strony rządowa i opozycyjna zyskają przynajmniej zdolność rozmowy, a opozycja odejdzie od kampanijnego scenariusza "im gorzej, tym lepiej".
Od pojawienia się koronawirusa w Polsce minęło już kilka tygodni, podczas których dominująca część opozycji była zainteresowana tylko i wyłącznie kampanią. I przekonaniem swojego elektoratu, tożsamego z widzami zaprzyjaźnionej telewizji i czytelnikami zaprzyjaźnionej gazety, że w kraju jest beznadziejnie. Nie wdając się już nawet w ocenę, jak takie postępowanie w czasach bezprecedensowego wyzwania epidemii broni się ze względów etycznych, czy państwowych, nie sposób nie zauważyć, że w obliczu konieczności odbudowy gospodarki, nie obroni się już w ogóle.
Odmrażanie gospodarki, o czym wiedzą już dosłownie wszyscy na świecie, będzie procesem trudnym, delikatnym, wymagającym podejmowania odważnych decyzji i szybkiego reagowania na ich skutki. Także możliwe skutki negatywne. Tylko w kraju, który ma normalny system informacyjny, nie ograniczony do baniek propagandy klęski i propagandy sukcesu, możliwe jest podjęcie takich wyzwań przy możliwie dużej szansie na sukces. Tym bardziej, że świat będzie areną konkurencji, na naszych oczach - i oby przy naszym aktywnym udziale - będą kształtować się nowe zasady współpracy międzynarodowej, musimy precyzyjnie określić nasze wspólne interesy i starać się w granicach możliwości je realizować. Jestem wciąż przekonany, że Unia Europejska jest naszą przyszłością, ale nie ma wątpliwości, że czeka ją refleksja na swój własny temat. I dobrze byłoby, aby elementem tej refleksji było zerwanie z podwójnymi standardami, które w Brukseli są już nie tylko widoczne, ale wręcz krzyczą. I nie tylko w sprawie tak zwanej praworządności. Jeśli opozycja będzie kontynuować praktykę "zawsze przeciw własnemu rządowi" wyłączy się z tej dyskusji. I oby nie wyłączyła przy okazji z tej dyskusji nas wszystkich.
O ile Polacy wykazali się dużą dyscypliną przy wdrażaniu ograniczeń i poza kilkoma lokalnymi "twitterowymi kościołami liberalizmu" nie było ruchu "zorganizowanego" oporu, zachowanie podczas łagodzenia ograniczeń będzie dużo trudniej kontrolować. Bez zrozumienia, do czego są nam te ograniczenia potrzebne, bez zgody na to, że ich utrzymanie jest kluczowym warunkiem odbudowywania nowej, nieco innej, ale jednak normalności, trudno nam będzie tę dyscyplinę utrzymać. A od tego właśnie będą zależały szanse na minimalizowanie strat. Na razie idzie nam nieźle. Można chyba powiedzieć, że dużo lepiej, niż można było przewidywać. Szkoda byłoby to zmarnować.
Bez naszej dyscypliny, ryzyko, że my sami się zakazimy, że ktoś inny zachoruje, jeszcze ktoś straci pracę, a może ktoś zbankrutuje, będzie się zwiększać. Nie wszystko da się zapisać, czasem trzeba pójść z duchem przepisów, nie czepiając się ich konkretnej litery. Trzeba mieć gotowość utrzymania się w granicach przepisów, niezależnie czy wprowadzonych przez "naszych", czy "tamtych", bo służą dobru wspólnemu. Mam wrażenie, że przez pierwszy miesiąc ograniczeń pokazaliśmy sobie i innym, że dajemy radę, ale teraz nie będzie łatwiej. Z ogłoszeniem konkretnych dat i terminów kolejnych etapów odmrażania gospodarki rząd będzie zapewne czekał do czasu, kiedy okaże się, czy świąteczna dyscyplina była wystarczająca, by nie dopuścić do znaczącego wzrostu zachorowań. Jeśli "górki" nie będzie może za tydzień zdecydować się na więcej, niż dziś. Ale to będzie się odbywało powoli. Dla wielu z nas, zbyt powoli. W naturalny sposób będziemy się opiniami różnić.
Jeśli te ograniczenia mają potrwać już nie kilka tygodni, czy kilka miesięcy, ale nawet rok, czy półtora, jeśli jest ryzyko, że będziemy się musieli do tych warunków przyzwyczaić na dłużej, musimy zbudować wokół nich jakiś kompromis. Nie da się zbudować tego kompromisu bez elementarnej współpracy władz państwa z opozycją także w sferze narracji. Mamy wystarczająco dużo stresu, by jeszcze dodatkowo nakręcać się jałową polityczną naparzanką. Taktyka "cała klęska, całą dobę" doprowadzi jej odbiorców na skraj psychicznego wyczerpania. I nie o politykę tu chodzi, ale o normalne zasady obowiązujące zbiorowości w chwilach nadzwyczajnych. Rząd musi korzystać z mądrych rad ze wszystkich stron, musi mieć rzeczywistą, a nie udawaną wolę współpracy, opozycja musi przestać liczyć tylko na to, że rząd się potknie. Bo to od jego dobrych decyzji zależy los nas wszystkich, w tym także los wielu jej wyborców. Czyż nie?