Rząd Prawa i Sprawiedliwości kolejny raz pokazał swym zwolennikom i przeciwnikom, że potrafi nagle i niespodziewanie, z dnia na dzień zmieniać zdanie, odwrócić kurs. Po kilku miesiącach przeczekiwania postanowił nagle, jeszcze przed wakacjami znowelizować nowelizację ustawy o IPN, wybić jej zęby, zapewne w nadziei, że to wyciszy towarzyszące jej kontrowersje. Nie wiem, czy gest zostanie doceniony za granicą, mam jednak nadzieję, że przynajmniej usunie ewentualne problemy w naszych dyplomatycznych kontaktach z kluczowym sojusznikiem. Przy okazji PiS wprowadził zamieszanie zarówno w gronie tych, którzy nowelizację IPN bezwarunkowo popierali (bo muszą poprzeć jej nowelizację), jak i tych którzy ją krytykowali (bo teraz muszą krytykować, że ją zmieniono). Ale to już taki paradoks naszej politycznej rzeczywistości.

REKLAMA

Uzasadnienie decyzji Sejmu, po której nieodwołalnie (chyba) nastąpią decyzja Senatu i podpis prezydenta, wydaje się przekonujące, nowelizacja w dotychczasowej postaci faktycznie nie miała zębów, bo kłamstw w praktyce karnie ścigać się nie dało, a to właśnie ten punkt (nader często kłamliwie interpretowany) stał się zarzewiem konfliktu, przyćmiewającego kluczowe i całkiem uzasadnione intencje polskiej strony. Może warto się więc dla dobra sprawy wycofać. Nie jest to co prawda wycofanie na pozycje z góry upatrzone, bo najwyraźniej nikt niczego wcześniej się nie spodziewał, ale nie mam wrażenia, że warto było iść w zaparte. Po tym, jak decyzja zapadła, kluczowe będzie już raczej to, co stanie się teraz.

Nader uzasadnione jest oczywiście pytanie, po co nam to wszystko było. Zjednoczona Prawica musi sobie i nam na to pytanie odpowiedzieć. Rządy PiS w bardzo niekorzystnym, głównie medialnym, ale też politycznym, międzynarodowym otoczeniu, są jednak dla nas wszystkich swoistą lekcją realizmu politycznego. Zaczęły się od woli wyważania drzwi kopniakami, stopniowo łagodnieją, po dostrzeżeniu, że ze wszystkimi, na wszystkich frontach, walczyć się nie da a i wygrać nie sposób. PiS próbuje więc wygaszać te zagraniczne fronty, które szkodzą mu najbardziej, spór o praworządność z Komisją Europejską i konflikt wokół nowelizacji ustawy o IPN z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi. Opozycja ma prawo pytać, dlaczego popełniono błędy, ma prawo zwracać uwagę na nieudolność styczniowych działań, ma prawo domagać się rozliczenia osób za to odpowiedzialnych, teraz jednak wypadałoby, żeby wsparła działania naprawcze, których przecież sama się domagała. Za dużo oczekuję? Wygląda na to, że tak.

Obecnej nowelizacji wcześniejszej nowelizacji ustawy o IPN nie da się przedstawić jako sukcesu i lepiej, by rządzący nie próbowali tego robić. Wbrew przekonaniu totalnej opozycji uważam, że wyborcy PiS są ludźmi chłodno i realnie myślącymi i na propagandowe przegięcia zareagują niesmakiem. Kluczem nie jest zaprzeczanie, że ustępujemy pod presją, ale wykorzystanie tego ustępstwa na przyszłość do tego, co w istocie było podstawowym, popieranym przez Polaków celem tej pierwotnej nowelizacji, czyli wprowadzenia do międzynarodowej dyskusji o Holokauście także naszego, polskiego punktu widzenia. To teraz, po zmianie tego prawa nastąpi najbardziej istotny etap walki o przywracanie pamięci historycznej o tym, co działo się na ziemiach polskich w czasach niemieckiej i sowieckiej okupacji. I mamy prawo od naszych żydowskich, amerykańskich, ale też niemieckich i rosyjskich partnerów domagać się mówienia prawdy, całej prawdy.

Rozpętana przez Izrael afera wokół rzekomego polskiego rewizjonizmu historycznego, którego w oryginalnej nowelizacji ustawy o IPN nigdy nie było, odbiła się na świecie szerokim echem, nie była przyjemna. Tego już nie zmienimy. Ale jak to czasem się powtarza, dobrze lub źle, byle mówili po nazwisku. Jeśli już świat zauważył, że wokół losów Polski w czasie II wojny światowej są jakieś kontrowersje, to może teraz trzeba jak najszybciej zadbać o to, by na swe możliwe pytania uzyskał choćby w internecie, w różnych językach, jak najbardziej wyczerpujące odpowiedzi. Za kilka, kilkanaście lat, to od tego co teraz w tej sprawie się wydarzy będzie zależała ostateczna ocena tamtej nowelizacji. Jeśli rząd i powołane do tego instytucje nie wypełnią swoich zadań, będą za to rozliczane bardzo surowo.

Związane z nowelizacją ustawy o IPN kontrowersje, zarówno fala antypolonizmu, jak i przejawy antysemityzmu, powinny być dla nas pouczającą lekcją. Nie sposób dłużej przymykać oko na to, jak wiele środowisk, także w Polsce, pogardza nami i z oczerniania nas uczyniło sobie sens życia. Nie sposób nie zauważyć też, jak łatwo wciąż osunąć się w antysemickie bluzgi, których bronić się nie da. Temat stosunków polsko-żydowskich, świadomie zmilczany za PRL-u i równie świadomie wykoślawiany za III RP trzeba teraz przepracować na nowo, opowiedzieć sobie i młodszym pokoleniom w całej jego złożoności. Muzeum Polin, zamiast promować teorie o wtórnym antysemityzmie właśnie tym powinno się zajmować. Tę wiedzę powinno się też w większym niż do tej pory stopniu wprowadzić do podręczników szkolnych. Młodzi ludzie mają prawo w szkole dowiedzieć się, jak stosunki polsko-żydowskie się kształtowały, jak wyglądały na tle innych europejskich doświadczeń, zarówno w I RP, pod zaborami, jak i po odzyskaniu niepodległości.

Uzasadnione jest oczywiście pytanie, dlaczego PiS, rząd i parlament wycofują się z tych najgłośniej oprotestowywanych zapisów nowelizacji dopiero teraz, a nie choćby w lutym. Być może zdecydował fakt, że wtedy konflikt był rozgrzany do czerwoności, a teraz wyraźnie przeszedł w stan przewlekły, być może procesowi podejmowania decyzji "pomogły" nieoficjalne negocjacje. Nie rozstrzygając tego, dobrze sobie uświadomić dwie rzeczy. Po pierwsze, walka o dobre imię Polski ma dla naszej przyszłości kluczowe znaczenie. Po drugie, w tej walce bardzo istotne jest poczucie wspólnoty ponad chwilowymi, partyjnymi i politycznymi podziałami. Koniecznie trzeba tę walkę mądrze na arenie międzynarodowej prowadzić, koniecznie trzeba tę wspólnotę - w kraju i wśród Polonii - ponad podziałami budować. Nikt za nas tego nie zrobi...