Nieobecność przywódców USA i większości krajów Europy na niedzielnych uroczystościach pogrzebowych w Krakowie ma w sobie głęboki sens, który paradoksalnie może tylko uzupełnić spuściznę prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wszyscy wyrazili współczucie, wyrazili chęć przyjazdu, tylko niektórzy postanowili od słów przejść do czynów. To poważna lekcja realizmu politycznego. Wydawanie oświadczeń jest stosunkowo proste, skazanie się na niewygodę, by dotrzeć do Polski śmigłowcem, pociągiem, czy samochodem, dla wielu okazało się już zbyt trudne. Czy w razie kryzysu, oświadczenia to wszystko na co możemy liczyć?
Gdy w Gruzji trwała wojna, prezydent Kaczyński także mógł wydać oświadczenie, oburzyć się, skierować do władz w Tbilisi deklarację solidarności. On jednak postanowił tam polecieć i przekonał do tego pomysłu pokaźną grupę przywódców naszego regionu. Teraz przywódcy tych krajów zadali sobie trud, by mimo kłopotów dotrzeć do Krakowa. Ceńmy sobie ten gest, mówi on o naszej politycznej rzeczywistości więcej, niż jakiekolwiek oświadczenia. Budowa europejskiej solidarności to proces długi, trudny i niestety wciąż daleki od sukcesu. Jeśli tragedia w Smoleńsku ma mieć jakiś sens, to być może także dlatego, że nam wszystkim tę prawdę uświadomi. W polityce, czy to obronnej, czy energetycznej, czy jakiejkolwiek innej, liczą się czyny.
PS:Potrafię sobie wyobrazić praktyczny gest przywódców Europy i USA, którzy mogliby przylecieć do Krakowa razem, gdy chmura opadnie. Czy ci przywódcy potrafią sobie sami wyobrazić taki gest? Zobaczymy.