Kubki smakowe bezpośrednio na talerzu, pokrętne drogi naszego węchu czy dźwięki, które rzeczywiście przez chwilę brzmią nam w uszach to tylko kilka tematów najnowszych odkryć naukowych dotyczących naszych zmysłów. Choć ze zmysłów korzystamy od zawsze, wciąż nie wiemy o nich wszystkiego i być może to sprawia, że posługujemy się nimi wciąż niedoskonale. Zmysły nas zwodzą, czasem wprost oszukują, dają nam wrażenie, że coś wiemy, choć w istocie nie mamy bladego pojęcia. Czyż to nie tłumaczy, dlatego otaczający nas świat tak często okazuje się w rzeczywistości inny, niż nam się wydaje?

Naukowcy z Monell Center w Filadelfii ogłosili dziś, że udało im się po raz pierwszy założyć laboratoryjną hodowlę komórek smakowych człowieka. Niby nic szczególnego, ale do niedawna wydawało się to niemożliwe. Biolodzy byli przekonani, że takie komórki muszą być połączone z neuronami, by się regenerować i funkcjonować poprawnie. Aż w końcu przyszli tacy, którzy podważyli to przekonanie i udowodnili, że jest błędne. Jak donosi czasopismo "Chemical Senses", ludzkie komórki smakowe mnożą się w laboratorium w Filadelfii już od 7 miesięcy i nic nie wskazuje na to, by miały przestać. Co więcej, komórki te, pobrane od ochotników, poprawnie reagują na bodźce smakowe i zachowują normalne właściwości fizjologiczne.

Czy to oznacza, że w przyszłości będziemy mogli oceniać potrawy nie ruszając ich z talerza, to się dopiero okaże. Już teraz widać jednak co najmniej kilka możliwych zastosowań takich hodowli. Po pierwsze, są szanse, że badania takich komórek pomogą znaleźć metody terapii osób, które utraciły zmysł smaku w wyniku choroby. Po drugie na laboratoryjnej hodowli można łatwiej testować substancje, które mogłyby w przyszłości zastąpić na przykład szkodliwe dla nas w nadmiarze sól i cukier. Być może kiedyś dzięki nim odkryjemy też nowe przyprawy, o których nam się jeszcze nie śni.

Zobaczmy teraz, co mają nam do powiedzenia badacze z Oregon Hearing Research Center. Jak pisze "Biophysical Journal", ich badania pokazują, jak bardzo prawdziwe jest wrażenie, że coś długo dźwięczy nam w uszach. Okazuje się, że rzeczywiście w naszym uchu środkowym drgania komórek rzęskowych trwają dłużej, niż brzmi dźwięk, który je wywołał. Co więcej, wygląda na to, że ten przedłużony czas drgań ma istotne znaczenie dla czułości naszego słuchu i zdolności rozróżniania tonów. Daje nam też mały bufor pamięci dźwiękowej. Badania prowadzone na świnkach morskich pokazały, że te drgania silnie zależą od natężenia i częstotliwości oryginalnego dźwięku, a nawet drobne uszkodzenie słuchu wiąże się z gwałtownym ich osłabieniem.

Co ciekawe natura tak nas wyposażyła mimo, że ten efekt może też przeszkadzać. Jak się podejrzewa, to właśnie przedłużony czas drgań sprawia, że mamy problemy z rozróżnieniem zbyt szybko po sobie następujących dźwięków. To przyczyna, dla której na przykład przy rozpoznawaniu i rozumieniu mowy potrzebujemy, by dźwięki były rozdzielone. Jakkolwiek by tego zjawiska nie tłumaczyć, nie wyjaśnia ono dlaczego niektórym zawsze trzeba dwa razy powtarzać, a inni absolutnie nigdy nie słyszą co się do nich mówi.

Niespodzianka czeka nas także "na odcinku" węchu. Przekonanie, że wszyscy odczuwamy zapachy mniej więcej w taki sam sposób, może być błędne. Naukowcy ze Scripps Research Institute ogłosili niedawno, że połączenia nerwowe odpowiedzialne za przenoszenie bodźców węchowych do mózgu mogą u każdego z nas wyglądać inaczej. Na razie te wnioski oparte są wyłącznie o badania prowadzone na myszach, ale nie ma powodu, abyśmy w tej konkretnej sprawie mieli się od gryzoni zasadniczo różnić.

Badacze z Kalifornii opracowali nową metodę obrazowania połączeń nerwowych i wykorzystali ją do analizy zmysłu węchu u myszy. Zauważyli, że u każdego zwierzęcia, impulsy nerwowe związane z odczuwaniem zapachów były przesyłane do odpowiednich ośrodków mózgu nieco inną drogą. Jak napisali na łamach "Nature" ta nowa wiedza przekonała ich tak naprawdę o rozmiarach dotychczasowej niewiedzy.

Odkrycie przynosi co najmniej dwa pytania. Pierwsze, w jaki sposób na etapie rozwoju embrionalnego tworzą się tak silne różnice? Drugie i jeszcze ciekawsze, czy to oznacza, że te same zapachy każdy z nas odczuwa tak samo, czy jednak zupełnie inaczej? Jesteśmy w końcu zgodni, co do oceny przyjemnych i nieprzyjemnych zapachów, te nieprzyjemne często skłaniają nas do ucieczki, co może nam ratować życie. Może więc różnie odbieramy tylko przyjemne zapachy, które zwykle niczym nam nie grożą, co najwyżej mogą narazić na szwank nasz portfel, jeśli znajdziemy je na półce drogiej perfumerii.

Te wszystkie odkrycia zapewne szybko wpadną w oko konstruktorom najnowocześniejszych gadżetów. Od lat przecież starają się zapewnić nam wrażenia coraz bardziej zbliżone do rzeczywistych, choćby przestrzenny dźwięk, czy trójwymiarowy obraz. Z pewnością zechcą zarobić też na dogadzaniu innym naszym zmysłom. O zapachach w kinie, czy telewizji mówi się już od pewnego czasu, może czekają nas też smaki na życzenie, które będzie można poczuć na języku bez konieczności spożywania nadmiernych ilości kalorii. Czy jednak otoczeni powodzią udawanych informacji, zmyślonych bodźców i wirtualnych podniet będziemy w stanie jeszcze rozpoznać, co jest rzeczywiste, a co udawane? I czy jeszcze w ogóle będzie nam się chciało nad tym zastanawiać?