Wybory za pasem i trudno udawać, że poza nimi cokolwiek innego w życiu publicznym jeszcze się liczy. Jak zwykle przy tej okazji mniej zaangażowana część obywateli zada sobie pytanie: na kogo głosować. Niektórzy zadadzą sobie też pytanie retoryczne: dlaczego nie możemy głosować na kogoś naprawdę sympatycznego. Naukowcy z Northwestern University w opublikowanym dziś artykule odpowiadają na to pytanie. Polityka to nie miejsce dla naprawdę sympatycznych, bo... nikt nie chce na nich głosować.
Badania, których wyniki publikuje dziś czasopismo "Journal of Personality and Social Psychology" nie przynoszą jakichś rewolucyjnych wniosków. Potwierdzają raczej to, co mniej lub bardziej intuicyjnie podejrzewamy. Polityka to nie miejsce dla miłych ludzi, bo wyborcy ich nie szanują. Wielkoduszność traktujemy jako cnotę, ale przypadku polityków okazuje się ona obciążeniem, podświadomie bowiem odbieramy ją jako oznakę słabości.
Badacze z Kellogg School of Management Uniwersytetu Northwestern twierdzą, że osoby, które pracują i poświęcają się dla dobra publicznego owszem zasługują na nasz szacunek, ale nie są postrzegane jako zdecydowani przywódcy, nie odpowiadają wizerunkowi "samca alfa", którego chcielibyśmy widzieć na czele naszego stada. Takim osobom, cieszącym się autorytetem i szacunkiem gotowi jesteśmy powierzać jakieś eksponowane funkcje, ale raczej w dziedzinach o umiarkowanej konkurencyjności. Tam gdzie w grę wchodzi rzeczywista władza i pieniądze, mamy wrażenie, że sobie nie poradzą. Dotyczy to szczególnie tak zwanych "trudnych czasów", kiedy spodziewamy się rywalizacji z innymi grupami, których przywódcy mogą się okazać twardsi i bardziej dominujący od naszych.
Czy te wyniki mogą nam jakkolwiek pomóc w dokonaniu najbliższego wyboru? To w sumie zależy od nas. Politycy opracowali już w stopniu niemal doskonałym strategię łączenia tych dwóch sprzecznych wizerunków. Im bliżej wyborów tym bardziej starają się być mili i przyjaźni, nie rezygnują przy tym z żadnej okazji, by imponować nam swą siłą i zdecydowaniem. W czołówce wyścigu mamy więc dziś polityka, którego przeciwnicy twierdzą, że tylko udaje, że jest miły. Mamy też przywódcę, któremu oponenci zarzucają, że tylko udaje twardość i zdecydowanie w obronie naszych interesów.
To, które zarzuty uznajemy za prawdziwe, to już nasza sprawa i nasz wybór. Co jednak zrobią Ci, którzy uznają, że i jedni i drudzy mają rację? Zobaczymy 9 października...