"Donald Trump musiał się kiedyś wydarzyć. On jest konsekwencją zmian, które zaszły w świecie mediów, polityki i komunikacji. On się dostosowuje do nowych warunków i do zmiany sposobu komunikowania się społeczeństwa" – mówił o kandydacie republikanów w prezydenckiej kampanii wyborczej w USA amerykanista, dr Tomasz Płudowski. Gość Tomasza Skorego w „Daniu do myślenia” opisywał typowego amerykańskiego wyborcę republikanów. "To wyborca pracujący i bardzo zajęty. Niewiele wiedzący (…) i Trump chce dotrzeć szczególnie do tych, którzy niewiele wiedzą na temat życia społecznego i ekonomicznego. Do nich można dotrzeć tylko będąc wyrazistym. Trzeba zapadać w pamięć i używać ostrych słów" – mówił poranny gość RMF Classic.

REKLAMA

Tomasz Skory: W miarę zbliżania się 8 listopada - wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych - coraz bardziej przyglądamy się amerykańskiej kampanii wyborczej. Zapytam infantylnie - da się dzisiaj przewidzieć, kto wygra?

Tomasz Płudowski: Nie da się - kandydaci idą "łeb w łeb". W ostatnich latach sondaże często się mylą - błąd sondażowy wynosi 3 proc. Wielu wyborców jest niezdecydowanych - musimy poczekać do końca.

Niezależnie od tego, kto zwycięży, trzeba przyznać, że to szczególna kampania. Po raz pierwszy partie demokratyczną - czyli jedną z dwóch, które wchodzą w grę jako wygrywające - reprezentuje kobieta. Jeszcze większym fenomenem jest Donald Trump. To człowiek zagadka, człowiek-mem - jak niektórzy mówią - świetnie nadający się do tworzenia jednoobrazowych historyjek, opatrzonych ciętymi komentarzami. Skąd powodzenie postaci tak karykaturalnej?

Donald Trump musiał się wydarzyć - wcześniej czy później. Jest konsekwencją zmian, które zaszły w świecie polityki, mediów, komunikacji. Dostosowuje się do warunków, do zmieniającego się sposobu komunikowania się. Pojawienie się telewizyjnej reklamy politycznej w latach 50. było uważane za obraźliwe dla procesu demokratycznego. Kandydaci używali krótkiej formy do porozumiewania się, która dzisiaj wydaje się bardzo długa. Wielu nie jest w stanie skupić się przez 30-60 sekund, a wtedy narzekano, jak można skomplikowane problemy społeczne tak skracać. Narzędzia, które były używane przez Madison Avenue i agencje reklamowe do sprzedawania drażetek czy proszków do prania... Jeden z kandydatów, który nie zdecydował się użyć jako pierwszy reklamy telewizyjnej narzekał na to w latach 50. Od tego czasu wiele się zmieniło - wszyscy kandydaci stosują krótkie formy. Później pojawiły się nowe sposoby komunikowania się - internet, Twitter, Facebook. Wyrosły nowe pokolenia, które są przyzwyczajone do krótkich, hasłowych komunikatów - które muszą zapadać w pamięć i być emocjonalne.

Sukcesy Trampa to pochodna tego, że dzisiaj potrzebna jest taka zwięzła, szybka, dosłowna, czasami agresywna komunikacja? Tak jak działają tabloidy, sieć...

On dostosowuje się do tego, jak ludzie się porozumiewają. Chce dotrzeć szczególnie do tych, którzy niespecjalnie śledzą świat polityczny, niewiele wiedzą na temat życia społecznego i ekonomicznego. Do nich można dotrzeć będąc wyrazistym. Trzeba zapadać w pamięć używać ostrych słów, które są naładowane emocjonalnie. Po to, żeby zwrócić na siebie uwagę, żeby ktoś nas zauważył. Nieważne jest, czy rzeczy, które mówimy są spójne, mają sens, odzwierciedlanie w fakcie...

Ważne, żebyśmy mieli pomarańczową grzywkę.

Sposób ubrania jest ważny. To było interesujące w debacie, że oboje wykorzystali strój, żeby zmienić swój wizerunek. Kobieta - z reguły uważana za mniej przebojową, mniej silną osobowość w polityce - ubrała się na czerwono, jaskrawo. Przejęła kolor republikanów. Nie wiem, czy świadomie czy nie. A on odwrotnie - uważany jest za przejaskrawionego, a założył kolor spokojny, niebieski - kolor demokratów.

Wczoraj cały świat był zajęty ocenianiem przebiegu debaty telewizyjnej Clinton- Trump. Suma jest taka, że każdy twierdził, że wygrał - z lekkim wskazaniem na Hilary Clinton. To dlatego, że ona była tak dobra? Czy Donald Trump się pogubił i ludzie to wreszcie zobaczyli?

Zależy kogo spytamy. Większość wyborców - tych zdecydowanych - pozostaje przy swoim zdaniu. Nie da się przekonać ich tak łatwo - debatą, ani nawet dłuższą wypowiedzią, książką na przykład. Osoby, które słyszymy to tzw. elity, które nie są zbyt popularne w dzisiejszych czasach. One stosują standardy inteligenckie - oceniają kandydata po programie: czy mówi z sensem, koherentnie, czy ma program, czy to się trzyma kupy, ma osadzenie w teoriach międzynarodowych... Ona była lepiej przygotowana - wypowiadała się jak osoba, która jest kompetentna.

To spełniało wymagania inteligenckich klubów, ale wyborcy to nie tylko inteligencja.

W większości to nie jest inteligencja. To są osoby, które są zajęte - nie mają czasu śledzić tego wszystkiego. Do tych wyborców łatwiej i szybciej trafić może Donald Trump. Mało kto siada i ogląda debatę w całości, poświęcając całą uwagę temu, co dzieje się na ekranie - ci wyborcy mogli sądzić, że on jednak ma rację. Zgadzają się z ideologią - przynajmniej ekonomiczną - że państwo jest złe, nie należy płacić podatków. To jest taki korwinizm w Stanach Zjednoczonych, który u republikanów jest silny.

Starły się w tej debacie dwie kultury - jedna zdroworozsądkowa, zakorzeniona w ideach liberalnych i taka komiksowo - demagogiczna popkulturowa.

Czy przez krzykliwość, wtrącanie, przeszkadzanie - tak jak zachowywał się Donald Trump - można wygrać wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl