"Moja pierwsza reakcja, jak zobaczyłem w lipcu te wyniki, była taka: chyba coś zachachmęcili ci ankieterzy. To jest niemożliwe" - mów gość programu „Danie do Myślenia” w RMF Classic psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński. Mowa o "Diagnozie społecznej", z której wynika, że aż 81 proc. Polaków to ludzie szczęśliwi. "Nie sądziłem, że jeszcze skoczy w górę ten odsetek szczęśliwych Polaków"- komentuje prof. Czapiński, autor "Diagnozy społecznej". Zaznacza jednak, że Polacy wciąż nie potrafią działać wspólnie. "Okazało się, że jest źle w tym sensie, że w dalszym ciągu jesteśmy indywidualistycznymi sobkami"- ocenia gość RMF Classic. "Padło hasło z ust liderów jednej z partii: damy radę. Hasło dla Polski to: dam radę. Wspólnie nie, sąsiad nie da rady, ja dam radę" - mówi prof. Janusz Czapiński.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Tomasz Skory: Wczoraj opublikowaliście państwo wyniki ostatniej edycji tegorocznej "Diagnozy społecznej". Pan zdaje sobie sprawę z tego, że mówiąc "jest całkiem nieźle", a taki jest obraz, który z tego wynika, może nawet "jest dobrze", naraża się pan na donośne głosy oburzenia, że "nic podobnego", "jest fatalnie", że "Polska w ruinie", wie pan to?
Prof. Janusz Czapiński: Nie, nie narażam się, dlatego, że ja sam niespecjalnie wierzę w te wyniki, więc chyba rzeczywiście nie jest aż tak dobrze.
To przekora? Raczej humorystyczne czy rzeczywiste, faktyczne stwierdzenie? Naprawdę pan w to nie wierzy? Teraz poważnie.
Wie pan, ja się jednak zaraziłem tym, co dominuje w tym dyskursie publicznym, bo to bardzo długo sączono w świadomość Polaków, że ruina, że wszystko idzie nie tak, jak powinno, że jest coraz gorzej, że rosną różnice dochodowe, że Polacy się nie bogacą itd... Więc ja trochę w to uwierzyłem. Trudno się oprzeć, jak prawie ze wszystkich mediów sączy się taki komunikat, więc moja pierwsza reakcja, jak zobaczyłem te wyniki w lipcu, była taka, "kurczę, chyba coś zachachmęcili ci ankieterze", naprawdę... (śmiech)
To jest niemożliwe...
To niemożliwe. Ja się też tego nie spodziewałem.
Że jest aż tak dobrze?
Nie aż tak źle, jak wielu twierdziło.
A już tym bardziej, że aż tak dobrze?
Ale sądziłem, że zatrzymaliśmy się, jeśli chodzi o różne wymiary życia, ekonomiczny, zdrowotny, psychologiczny. Nie sądziłem, że jeszcze skoczy ten odsetek szczęśliwych Polaków w górę. I zobaczyłem, że nie miałem racji. A potem drążyłem te wyniki i przepraszam, jeśli ktoś się ze mną nie zgadza ze słuchaczy...
Proszę się nie krępować...
Jak je drążyłem, to było coraz lepiej, bo ze zdziwieniem stwierdzałem, że właściwie we wszystkich wymiarach życia poszliśmy do przodu.
Jesteśmy szczęśliwsi, zdrowsi...
Co więcej, jesteśmy bardziej zadowoleni z sytuacji w kraju nawet.
Zdumiewające. 84 proc. Polaków uznało 2015 za udany, 81 proc. uznaje całe swoje życie, generalnie jesteśmy już Zachodem.
A 83,5 proc. jest szczęśliwych. Jesteśmy w Europie Zachodniej mówiąc krótko.
Panie profesorze, słowo diagnoza, opisujące zidentyfikowanie stanu chorobowego, jednak zobowiązuje. Co jest źle w takim razie? Skoro jest tak dobrze, to skupmy się na drobiazgach. Co pana najbardziej niepokoi?
Potem oczywiście zajrzałem do innych jeszcze wyników z tego badania i się okazało, że jest źle w tym sensie, że w dalszym ciągu jesteśmy indywidualistycznymi sobkami. Jeśli chodzi o gotowość, skłonność do współpracy, nic nie drgnęło. Jesteśmy na końcu europejskiej pod tym względem. Troszkę większy odsetek Polaków ogólnie ufa innym ludziom, ale to są naprawdę bardzo niskie, tak jak dzisiaj stany Wisły, bardzo niskie stany, bo to jest zaledwie 15 proc. wobec 60 proc. Skandynawów to jest marny wynik. A to ma ogromne znaczenie dla przyszłości Polski. Nie wystarczy, żebyśmy byli indywidualnie zaradni, bo tutaj rzeczywiście bijemy rekordy.
Tutaj wszystko jest ok.
Padło takie hasło z ust liderów jednej partii kandydujących w tych wyborach "Damy radę". "Damy", ale indywidualnie, czyli "Dam radę"...
Każdy z nas da sobie radę, ale my wszyscy nie ma mowy.
Wspólnie nie, sąsiad nie da rady, ja dam radę.
Trwa nieszczęsna kampania wyborcza, po której wielu oczekiwało wzrostu społecznej aktywności. Mieliśmy do czynienia parę miesięcy temu z takim głębokim poruszeniem wywołanym przez Pawła Kukiza a tym czasem to zdechło po prostu... I tej aktywności nie ma. Odechciało nam się, czy co?
Chyba jednak większość ciągle nawołuje do zmiany. To znaczy "zmieńmy, zmieńmy", ale tylko dlatego, że większość nie widzi w tym żadnego ryzyka.
Czy będzie tak jak jest, czy zmienimy...
Co to nas obchodzi, czy będzie rządził PIS, czy Platforma dalej będzie rządzić... A jak będzie zmiana, to będzie bardziej interesująco.
Ciekawiej i śmieszniej...
Polacy nie przywiązują większej wagi do tego, co się dzieje w elitach politycznych, ponieważ nie widzą związku z tym co politycy robią, nawet nie widzą związku między kolejnymi ustawami parlamentarnymi a tym jak wygląda ich życie.
Ale ten związek jest, ewidentnie.
Jest, tylko że Polacy nie mają takiej świadomości. Nieco 5 proc. widzi taki związek.
Co wywołuje sprzeciw Polaków? Przeczytaj całą rozmowę na rmfclassic.pl