„Przestępczość nieujawniona może być kilka razy większa, niż ta w oficjalnych policyjnych statystykach” - mówiła dr Joanna Stojer-Polańska, prawniczka i psychokryminalistka z Uniwersytetu SWPS. Gość "Dania do Myślenia" wskazywała na wiele powodów takiej sytuacji. Przy drobnych przestępstwach ofiary często „nie chcą tracić czasu na zgłoszenie albo wstydzą się, że tak łatwo dali się oszukać”. Przy przestępstwach przeciwko życiu lub przestępstwach seksualnych „często powodem zatajania jest wstyd lub obawa przed sprawcą, a bywa też tak, że ofiara nie żyje, a sprawca pozoruje inne zdarzenie, takie jak na przykład zaginięcie” – opowiadała dr Joanna Stojer-Polańska w porannej rozmowie RMF Classic.
Tomasz Skory: Kiedy zaglądamy do statystyk przestępczości - jesteśmy poruszeni skalą tego, jak wiele zła dzieje się wokół. Mało kto zdaje sobie sprawę, że wszystkie liczby, które tam natrafiamy - mogą być znacznie większe. Bo istnieje tzw. "ciemna liczba przestępstw" - trudna do opisania, o których nikt nie wie. Ile tego może być? Specjaliści mówią podobno, że 2-3 razy więcej niż mamy w statystykach - to jakaś potworność.
Dr Joanna Stojer-Polańska: Może być tak, że przestępczości nieujawnionej jest kilka razy więcej - niż tej w statystykach. Ale to nie znaczy, że są to zdarzenia z tej najwyższej półki - najpoważniejsze.
Niekoniecznie zabójstwa.
Niekoniecznie zabójstwa - ale one też są w ciemnej liczbie.
Jakie są najczęstsze powody milczenia? Wstyd, bo chodzi o kogoś bliskiego? Przekonanie, że to w gruncie rzeczy błahostka, nieporozumienie? Czy niechęć do wysiadywania w komisariacie?
Przy drobnych przestępstwach może być tak, że ktoś nie chce zgłosić drobnych kradzieży, oszustw - dlatego, że nie chce tracić czasu na zgłoszenie albo dlatego że wstydzi się, że dał się tak łatwo oszukać. Natomiast przy przestępstwach najpoważniejszych - tutaj myślę o zabójstwach, o przestępstwach przeciwko życiu, przestępstwach seksualnych - może to być wstyd, obawa przed sprawcą, strach. Albo sytuacja że ofiara nie jest w stanie zgłosić, bo nie żyje. Sprawca pozoruje inne zdarzenie - np. zaginięcie.
Często zdarza się złe zakwalifikowanie przestępstwa? Powiedzmy, że kradzież okazuje się pomyłką, a zaginięcie zabójstwem - zabójstwo jest w istocie samobójstwem. Na ile te statystyki są celne?
To zależy od statystyk. Najczęściej ludzie zaglądają do statystyk przestępczości prowadzonych przez policję - tam jest ta pierwsza kwalifikacja. Może być sytuacja, że coś jest zakwalifikowane jako zabójstwo, a w sądzie - za parę lat - ta sprawa skończy się jako nieumyślne spowodowanie śmierci albo pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Może też być odwrotnie. Coś zostało zakwalifikowane jako zgon naturalny - za parę lat znajduje się świadek, który mówi, że to było zabójstwo. Toczy się na nowo postępowanie i okazuje się, że jest skazanie za coś innego.
Mówiąc o statystykach policyjnych powinniśmy sobie dać spokój, bo one w dużym stopniu muszą być zafałszowane. Wśród ciemnej liczby przestępstw pojawiają się nowinki związane z rozwojem technologii. Nie chodzi mi o klasyczne cyberprzestępstwa - stocking - ale osobliwości obyczajowe, takie zachowanie niebezpieczne dla kogoś po drugiej stronie monitora, związane z osiąganiem satysfakcji - czasem bardzo niebezpieczne. Trafiają się one i w Polsce?
Zdarza się, że ktoś podejmuje ryzykowne zachowania seksualne. Najczęściej ludzie dokonują takich zachowań, kiedy są ze sobą w kontakcie fizycznym. Bywa, że wykorzystują cyberprzestrzeń - albo tworzą dla kogoś nagranie, albo dzieje się to na żywo. Pytanie - jak kwalifikować zdarzenia, kiedy komuś przydarzyło się coś złego? Ma uszczerbek na zdrowiu albo ponosi śmierć.
Można oskarżyć skutecznie kogoś, kto doprowadza do śmierci? Czy ciężkiego uszczerbku na zdrowiu? Kogoś kto dla zabawy znęca się nad sobą przed kamerką?
Można, ale jest to trudne. Wszystko zależy od tego, co strony chciały osiągnąć. Pytanie co będzie ważniejsze - wolność tej osoby czy bezpieczeństwo? Kwestie dowodowe również. Ktoś z drugiej strony może być w zupełnie innym państwie - gdzie jest inne prawo. Ten ktoś nie musi się do tego przyznać. Może nie być wiadomo, że ktoś taki w ogóle był.
Polska przestępczość od lat ma opinię dość niewyszukanej - żeby nie rzec - infantylnej, prostackiej. Awantura rodzinna, nieporozumienie między dżentelmenami, którzy biesiadują w parku - nóż, siekiera... Czy w związku z tym warto bardziej rozwijać skompilowane sposoby dochodzenia? Ze śladami zapachowymi? DNA, antropologami, profilami? To jest potrzebne w Polsce?
Myślę, że tak. Zdarzają się sprawy, gdzie sprawca zachował się dużo sprytniej - niż taki klasyczny sprawca, o którym pan powiedział. W wielu sprawach jest tak, że sprawca jest na miejscu od razu i przyznaje się do tego, co zrobił. Mówię tutaj o zabójcach. To niekonieczne wyjdzie z sądu jako zabójstwo - to może być pobicie, rodzaj bójki. Natomiast przyznaje się do tego - nie trzeba prowadzić procesu wykrywczego. Bywa, że sprawcy nie ma albo po latach okazuje się, że doszło do zabójstwa. Wtedy jak najbardziej - psycholog, który profiluje - przydaje się, antropolog... Ślady zapachowe po latach - byłoby ciężko - ale psy jak najbardziej mogą pracować. Chociażby pieski, które zajmują się wyszukiwaniem zapachu zwłok ludzkich.
Większość z nas wiedzę o pracy śledczych czerpie z filmów i seriali. Pani napisała książkę o wpływie seriali na postępowanie karne. Kryminalistycy, policjanci, prokuratorzy - śmieją się z seriali?
Czasami śmieją się, a czasami bardzo przejmują tym, co jest tam pokazane. Ponieważ ten obraz jest fałszywy. Może być tak, że ktoś ma oczekiwania jak z serialu. Że policjanci przyjadą hummerem - tak jak w CSI - i w ciągu 45 minut będziemy wiedzieli, kto to zrobił i uda nam się go posadzić w więzieniu. Czasami - ale to dotyczy nielicznych przypadków - ktoś inspiruje się serialem. Uczy się, jak nie zostawiać śladów - ponieważ widzi, jak w serialach ślady są badane.