"Mój klient oczekuje satysfakcjonującego wyroku i przyznania środków, które pozwolą mu na godne życie. Tak, żeby mógł radzić sobie ze swoimi schorzeniami, z którymi - co raczej pewne - zostanie do końca życia" - mówił w Daniu do Myślenia mecenas Piotr Sławek, pełnomocnik weterana z Afganistanu plutonowego Mariusza Saczka, który domaga się od państwa polskiego 3 mln złotych na rehabilitację. Starszy plutonowy Mariusz Saczek jest weteranem wojennym. 27 lipca 2010 r. w Afganistanie Rosomak wjechał na minę pułapkę. W wyniku wybuchu Saczek miał w trzech miejscach złamany kręgosłup i uszkodzony rdzeń kręgowy. To spowodowało trwały niedowład nóg.
Tomasz Skory: Dzisiaj po południu poznamy wyrok sądu w sprawie odszkodowań dla plutonowego Mariusza Saczka za uszczerbek na zdrowiu podczas misji w Afganistanie. To pierwszy wyrok po przeprowadzeniu pełnego postępowania z biegłymi, przesłuchaniami stron, świadków. Czego dokładnie oczekuje pański klient?
Piotr Sławek: Oczekuje satysfakcjonującego wyroku. Przyznania przez sąd środków, które zapewnią mu godne życie, koszty leczenia, rehabilitacji, aby mógł sobie radzić ze swoimi schorzeniami, z którymi już zostanie - co jest prawie pewne - do końca życia. Chyba, że pojawi się metoda leczenia, która go od tego uwolni. Póki co perspektywy są takie, że będzie się zmagał z uszczerbkami do końca życia.
Mówimy o konsekwencjach zdarzenia, do którego doszło ponad 6 lat temu, w lipcu 2010 r. Rosomak, którym poruszał się plutonowy Saczek wraz z innymi żołnierzami, wjechał na minę, która wybuchła dokładnie pod nim. Efekt: ciężkie obrażenia, złamany kręgosłup, niedowład nóg, pięć operacji, dwa lata w szpitalach od Bagram, przez Ghazni do Rammstein i Polski. 120 proc. uszczerbku na zdrowiu. Co w zamian zaproponowało państwo polskie?
Państwo polskie zaproponowało standardowe świadczenia, które przysługują weteranom poszkodowanym na misjach, które są uregulowane obowiązującą ustawą o weteranach misji poza granicami kraju.
Czyli kilka tysięcy złotych renty?
Kilka tysięcy złotych renty, ubezpieczenie następstw nieszczęśliwych wypadków w granicach 150 tys. złotych oraz sukcesywnie, raz lub dwa razy w roku, na szczególnie uzasadnione prośby - zapomogi w wysokości 2-3 tys. Bywało tak, że 10 tys.
Resort obrony podkreśla, że plutonowy Saczek otrzymał 325 tys. złotych odszkodowań i ubezpieczenia, 4,5 tys. złotych brutto renty, może korzystać z opieki medycznej - to, o czym pan mówił - na ogólnych zasadach dla weteranów. Co w tym mechanizmie nie działa, że potrzebny jest proces?
Ten mechanizm w naszej ocenie i ocenie naszego klienta jest nieadekwatny, nieodpowiedni dla ludzi z tak wielkim uszczerbkiem na zdrowiu jak nasz klient. System zabezpiecza rannych, którzy mają uszczerbek na zdrowiu w granicach 20-30 proc., natomiast szczegółowa analiza zabezpieczeń prowadzi do wniosku, że jest to ciągłe gonienie za przepisem - można tak kolokwialnie powiedzieć. Przepisy nie nadążają za życiem. Podam przykład: pan Mariusz musi zaopatrywać się w leki. Te leki, rzekomo bezpłatne dla weteranów, tak naprawdę nie są bezpłatne. Z całej listy leków - a jest ich około 6-7, nawet 10 okresami - tylko jeden z nich znajduje się na liście leków, które są bezpłatne. Za pozostałe musi płacić z własnej kieszeni. W tej chwili, aby ratować sytuacje, Ministerstwo Obrony Narodowej zapewnia panu Saczkowi bezpłatne leki w rozwiązaniu ad hoc. Dwa razy już je otrzymał - natomiast nie wiadomo, czy to rozwiązanie będzie kontynuowane. Stworzono rozwiązanie szczególne dla niego - podejrzewamy, że ma to związek z procesem, który toczymy.
Plutonowy Saczek oczekuje rozwiązania, które będzie go zabezpieczało na przyszłość.
Chodzi o to, żeby środki, którymi będzie dysponował, mógł wydatkować według własnych decyzji - tak, aby jak najlepiej zabezpieczać swoje potrzeby.
Pańska kancelaria prowadzi jeszcze kilka spraw weteranów, w których państwo zawiodło - przynajmniej oni mają takie poczucie. Często mają poczucie już na wstępie, że państwo zawiodło. W procesie przewijał się motyw źle zabezpieczonych pojazdów, którymi się poruszali.
Po zapoznaniu się z tymi sprawami stwierdziliśmy, że pojazdy, którymi poruszali się żołnierze - w szczególności na początku misji - były nienależycie zabezpieczone. Pojazd Rosomak, który kosztuje około miliona złotych, nie posiadał osłon zabezpieczających przed pociskami kumulacyjnymi. Dochodziło do tego, że żołnierze na własną rękę musieli zabezpieczać pojazdy- skrzynkami po amunicji wypełnionymi piaskiem, blachą falistą. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale tak rzeczywiście było - dokonywało się tego za przyzwoleniem dowództwa. Dodatkowo osłony pojazdów spoczywały w magazynach - sukcesywnie później wprowadzano je do użytku. Do wielu wypadków doszło właśnie dlatego.
O co jeszcze można mieć żal do państwa? Czy ubezpieczenie NNW – to nie jest trochę za mało w takiej sytuacji? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl