Przeczytałem z wypiekami na twarzy książkę „Na tropie dzieł sztuki” Joanny Łenyk-Barszcz i Przemysława Barszcza. To już piąty tom fascynującego cyklu pary badaczy tajemnic tkwiących w obrazach, rzeźbach i architekturze, który ukazał się nakładem wydawnictwa Zona Zero.
Niezwykłe podejście do przedmiotu analiz i interpretacji wynika, jestem pewien, z osobistej pasji podobnej do pracy książkowych detektywów. Tyle że w tym przypadku nie mamy do czynienia z motywami zbrodni, a jeśli takie sprawy kryminalne się zdarzają (jak zabójstwo Gertrudy Komorowskiej, na której wzorowana była bohaterka "Marii" Antoniego Malczewskiego), nawet jeśli opisywane są krwawe czyny (jak dekapitacja Holofernesa dokonana przez Judytę), to nie one są głównymi tematami tej kapitalnej pracy.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Oboje autorzy - podobni w swej metodologii do Sherlocka Holmesa i dr Watsona - prowadzą śledztwa dotyczące ... prawdy w twórczości. To grecka "aletheia" - objawianie się prawdziwego sensu - jest celem mrówczej pracy uczonych. Piszę uczonych, choć państwo Barszczowie nie są profesjonalnymi historykami sztuki. I tak, pani Joanna ukończyła filozofię i latynoamerykanistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim i -jak sama o sobie pisze- jest fanką tartusko-moskiewskiej szkoły semiotyki. To bardzo ważny trop teoretyczny, wskazujący na skupianie się na znakach i symbolach zawartych w dziełach artystycznych. Jednak omawiany przeze mnie cykl - choć ujęty w ramy filozoficznych teorii - nie jest bynajmniej stosem akademickich "cegieł" dla elitarnych odbiorców.
Odwołania do filozofii starożytnej, semiotyki, fenomenologii i dekonstruktywizmu, cytaty z Platona, Arystotelesa, myśli Łotmana, tekstów Heideggera czy Derridy, są jedynie drobnymi inkrustacjami, nadającymi głębszy sens i rozszerzającymi poznawczy kontekst. Kolejne rozdziały, które można też czytać osobno jako samodzielne całości, skupiają się bardziej na badaniu konkretnych rekwizytów, postaci, fenomenów, technik.
Osobny, choć pięknie się wpasowujący w semiotyczne rozważania pani Joanny, jest uczony wkład, wykład pana Przemysława, świetnie wyedukowanego przyrodnika, prezesa Polskiej Fundacji Przyrodniczo-Leśnej. Prawdziwe botaniczne i zoologiczne dochodzenia dotyczące roślinnych i zwierzęcych bohaterów obrazów i budowli, rzeźb i płaskorzeźb, to zapierające dech w piersiach historie ukazujące skomplikowane relacje między człowiekiem a fauną i florą. Opowieści o zobrazowanym ptaku dodo, wyrytym w drewnie nosorożcu, odmalowanym rekinie, całym zwierzyńcu zawartym w godłach kamienic omówiłem z parą autorów w wywiadzie-podcaście.
Tu chciałbym zwrócić uwagę na realistyczny, a jednocześnie jakby fantasmagoryjny esej o hiszpańskiej katedrze niby sztucznej skale zamieszkałej przez całe stada ptaków, masy gadów i płazów czy chmary owadów. Ten "ekumeniczno-ekologiczny" mikroświat to niesłychany fenomen - jakby święty Franciszek zaprojektował tę holistyczną, "bio-sakralną" gotycką architekturę. Jeśli dodam, że katedrę zdobi płaskorzeźba astronauty, to robi się prawdziwy kosmos!
Lektura "Na tropie dzieł sztuki" była dla mnie jak wyprawa do innej galaktyki, jak gdyby książkowa podróż, palcem po tekście, ale do galaktyki już nie gutenbergowskiej. Czcionki układały się wprawdzie w słowa, zdania, akapity i całe rozdziały, ale te wykraczały potem poza świat czysto tekstowy. Pod wpływem gęstych treści i głębokiej wiedzy tworzyła się w moim umyśle iluzja wielowymiarowej Księgi pełnej dygresji i glos historycznych, literackich, geograficznych, społecznych, ekonomicznych. Podobne to było do artystycznych iluzji, jakby trompe l’oeil opisane w jednym z rozdziałów rozrosło się na całą książkę, nie tylko na jej treść ale i na jej formę, tworząc swoistą architeksturę.