Odkryłem Amerykę ... inną niż myślałem ... odmienne Stany- jakieś kompletne odloty w USA, odjazdy jak na haju.
Drastyczny obraz, jaki kreśli w swojej książce Eliza Sarnacka-Mahoney dał mi nie tylko do myślenia, ale pobudził moją wyobraźnię.
To zdumiewające, że od ostatniej waloryzacji w USA minęło 13 lat – to najdłuższy w historii okres bez podwyżki. W ciągu 69 lat Kongres podnosił minimalne wynagrodzenie 22 razy – po raz ostatni w 2009 r. do poziomu 7,25 dol. za godzinę. Według danych amerykańskiego Bureau of Labor Statistics, federalnej agencji ds. statystyk rynku pracy, tyle (lub mniej) dostaje obecnie ok. 1,6 mln Amerykanów. Natomiast aż 58 mln mieszkańców Stanów otrzymuje mniej niż 15 dol. za godzinę.
Miłe doznanie to jednak nie było, bo książka "Amerykański reset" opublikowana nakładem Wydawnictwa Fronda to rodzaj "bad trip", czytelniczej "złej podróży", jak w narkomańskim slangu określane są koszmarne wizje po zażyciu środków zmieniających świadomość.
(...) Zalew sądów pozwami przeciwko restauratorom zalegającym personelowi z wypłatami wyrównań. Na wynagrodzeniach oszukują nie tylko fastfoodowe sieciówki czy małe lokalne gastronomie. W 2016 r. wyszło na jaw, że grupy znanych i rekomendowanych przez przewodniki turystyczne pizzerii i burgerowni w Nowym Jorku – New York Pizza i Big Nick’s Burger Joint – są winne swoim pracownikom w sumie ponad 2 mln dol. Sprawy w sądzie przegrały, w efekcie obie gastronomie zamknęły swoje podwoje. Z kolei w marcu 2021 r. sąd uznał, że ekskluzywna i świetnie znana koneserom restauracja Willows Inn na wyspie Lummi w stanie Waszyngton musi wypłacić grupie byłych pracowników zaległe wyrównania w łącznej wysokości ponad 600 tys. dol. I jeszcze ciekawostka historyczna, o której większość europejskich turystów zżymających się na nachalną amerykańską kulturę napiwków zapewne nie słyszała. Idea płacy subminimalnej, którą mają uzupełniać napiwki, to spuścizna po czasach niewolnictwa. Gdy po abolicji rzesze czarnych obywateli emigrowały z plantacji do miast w poszukiwaniu zatrudnienia, usługi i gastronomia były dla nich oczywistą i często jedyną dostępną opcją. Biali pracodawcy, zwłaszcza w byłych stanach konfederackich, nie zarzucali jednak kolorowych ofertami pracy, wobec czego z inicjatywą wyszedł Kongres. Przegłosowano ustawę, na mocy której pracodawca nie musiał płacić czarnemu pracownikowi usług ani centa – całe jego wynagrodzenie miało pochodzić z napiwków. Jak dowodzili politycy, dawało to przedsiębiorcom pewność, że byli niewolnicy będą śpiewająco wywiązywać się z obowiązków.
Instyktownie to wyczułem, przeczytawszy podtytuł: "Stany (jeszcze) Zjednoczone od podszewki".
Przede wszystkim mówimy o braku płatnego urlopu macierzyńskiego. USA jako jedyne państwo wśród kilkudziesięciu najbardziej rozwiniętych na świecie nie gwarantuje kobietom takiego prawa. Konkretne rozwiązania i decyzje leżą w gestii pracodawcy.
Erraty w tym moim wyobrażeniu w książce nie było, nie myliłem się, bo widmem krążącym nad globalnym Kolosem jest słowo "secesja".
We wrześniu 2021 r. amerykański resort finansów zaalarmował, że kasa państwa straciła w poprzednim roku nawet 163 mld dol. w niezapłaconych podatkach, w tym przez osoby megamajętne, pokroju Elona Muska, Billa Gatesa czy Jeffa Bezosa. Suma poraża, ale doniesienie, że bogacze nie odprowadzają w podatkach tyle, ile powinni, to żaden news. Na ten stan rzeczy Ameryka intensywnie pracuje co najmniej od czterech dekad, a dokładnie – odkąd dała się uwieść reaganomice i popadła w deregulacyjny obłęd, który jednak bardziej niż sposobem na wzrost okazał się sposobem na modelowanie systemu pod potrzeby i gusta finansowego patrycjatu.
Niczym mroczny fantazmat, czarny kruk z depresyjnej wizji amerykańskiego poety Edgara Allana Poego.
Sasha Issenberg w analizie dla „New York Magazine” przy okazji wyborów parlamentarnych w 2018 r. Bazując na ich wynikach, Issenberg podzielił USA na trzy federacje, z których każda zrzesza pokrewne sobie politycznie stany, a nazwę Stany Zjednoczone Ameryki zmienił na Postępowe Federacje Ameryki (PFA). Otrzymaliśmy więc: Federację Niebieską – z głównymi przyczółkami na obu wybrzeżach oraz wyspami pośrodku w postaci Kolorado, Nowego Meksyku i Illinois, Federację Czerwoną obejmującą Pas Biblijny (stany środkowe, południowe i południowo-wschodnie) oraz Federację Neutralną – najbardziej rozproszoną, tworzoną przez zlepek stanów na środkowej północy oraz Florydę, Newadę, Ohio i Pensylwanię. W wizji Issenberga federacje prowadzą życie niezależnych państw z wyjątkiem polityki monetarnej, militarnej, zagranicznej i sądowniczej, którą wciąż zawiaduje w ich imieniu bardzo osłabiony (i przeniesiony na uniwersytecki kampus na południu PFA) Waszyngton.
Nie jest to już "tylko" pojęcie z dziedziny ekonomii takie jak "recesja", podobne brzmieniowo do "secesji".
W orzeczeniu sądowym z 1869 r.znalazł się bowiem zapis, że o ile występowanie z unii bez zgody reszty kraju jest nielegalne i niedopuszczalne, o tyle mogłoby się wydarzyć za zgodą owej reszty. „Mówimy o procesie, który rozpoczyna się od pertraktacji władz stanowych z Kongresem odnośnie do warunków secesji satysfakcjonujących wszystkie strony, następnie jest zgoda na secesję wydana przez obie izby Kongresu, a wreszcie jej ratyfikacja przez trzy czwarte stanowych legislatur. Innymi słowy, to cel wyjątkowo trudny do osiągnięcia”, wyjaśnia Richard Dahl z organizacji FindLaw.com zajmującej się dostarczaniem wiedzy i pośrednictwem w obrębie branży prawnej. Rozprawiając o secesji w podkaście „New York Timesa” (z września 2020 r.). David French dorzuca, że secesja mogłaby być skutkiem rewolucji: „Do secesji mogłoby dojść, gdyby niepokoje społeczne osiągnęły tak wysoki poziom, że Waszyngton i reszta stanów wydałyby na nią zgodę choćby tylko po to, by zminimalizować rozmiar szkód i zniszczeń”.
Ekonomia ma tu sporo do powiedzenia, ale nie tylko o nią chodzi.
Shawn Regan, ekspert z ośrodka Property and Environment Research Center, szacuje, że wartość zasobów energetycznych na terenach rezerwatów to co najmniej 1,5 bln dol. Tymczasem większość z nich po dziś dzień pozostaje nietknięta. I nie chodzi tu o ekologiczną postawę autochtonów. – By rozpocząć działalność na terenie rezerwatu, inwestor musi zdobyć koncesje co najmniej czterech agencji rządowych oraz uzyskać ok. 50 pozwoleń, a więc to proces, który trwa w nieskończoność. Dla porównania, normalnie potrzebne są cztery zezwolenia, a odwierty ruszają po kilku miesiącach. Bogactwa naturalne pozostają więc dla rdzennych Amerykanów martwym kapitałem, bo inwestorzy wolą omijać rezerwaty szerokim łukiem – wyjaśnia Regan.
Secesja jest katastrofą wielopłaszczyznową.
Zachęcamy do udziału w naszej loterii, masz szansę spłacić swój dług studencki! Główna wygrana to 100 tys. dol., kolejnych 300 szczęśliwców zredukuje zadłużenie o 500 dol. każdy. By wziąć udział w losowaniu, wystarczy załadować naszą aplikację i… zamówić jedzenie za przynajmniej 5 dol.! Różne są pomysły na biznes, ale Burger King trafił w dziesiątkę. Liczba amatorów whopperów od razu strzeliła w górę, bo i zdesperowanych ludzi, którzy spłacają studia nawet dziesiątki lat po ich ukończeniu, jest w USA zatrzęsienie. Statystyki mówią o 44 mln, czyli o co czwartym dorosłym obywatelu. Sam dług już przekroczył 1,5 bln dol., czyli wynosi średnio 30 tys. dol. na dłużnika i nadal rośnie o ok. 4% rocznie.
Tremendum w życiu społecznym i politycznym to strach nieokreślony, umykający logicznym i ilościowym analizom, należący do zbioru pojęć trącących metafizyką.
Jako osoba wierząca i regularnie uczęszczająca do kościoła (coś, czego nie widzieliśmy w Białym Domu od dziesięcioleci) Biden ściąga uwagę Ameryki na sprawy wiary. Możliwe nawet, że zainspirował niektórych do rewizji własnych postaw religijnych, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że jeśli już, to pewnie bardziej wśród ewangelików i grona wierzących niezrzeszonych niż katolików. Tych pierwszych od początku bowiem po prostu cieszyło, że nowy prezydent jest osobą głęboko wierzącą, a jego religijność postrzegali bardziej przez pryzmat postawy ukształtowanej przez osobiste, zwłaszcza tragiczne doświadczenia (śmierć pierwszej żony i córeczki w 1972 r. oraz śmierć syna w 2015 r.) niż dogmaty konkretnego wyznania.
A jednak nie da się bez niego pojąć analiz historycznych, politycznych, socjologicznych czy antropologicznych przeprowadzonych w poszczególnych rozdziałach książki Elizy Sarnackiej-Mahoney: dziennikarki i pisarki związanej z mediami w Polsce i w USA, obywatelki Stanów Zjednoczonych (wciąż), autorki wywiadów z innymi Amerykankami i Amerykanami.
Jako matka studentki potwierdzam, że nie znam wśród studenckiej braci nikogo, kto nie zaliczałby w wakacje przynajmniej jednego kursu równoważnego zajęciom semestralnym. Wielką zaletą letnich ofert edukacyjnych są ich atrakcyjne ceny i zniżki, nawet o 30–50% w porównaniu z cenami w semestrach jesiennym i wiosennym. Za sześciotygodniowy kurs statystyki dla naszej córki zapłaciliśmy 1,5 tys. dol. Jego normalny odpowiednik kosztuje 3 tys. dol. Wreszcie nie można nie wspomnieć, że letnie szkoły to nie tylko wygoda i oszczędność dla studenta, lecz także wymierny zarobek dla uczelni. Amerykańskie uniwersytety są zarządzane podobnie jak korporacje i tak jak one nieustannie poszukują źródeł dodatkowego dochodu.
Najlepiej będzie, jeśli oprócz lektury porozmawiam z autorką - pomyślałem - i to była dobra myśl, bo nie dość, że wywiad na antenie radia RMF24 stanowił dla mnie ważny apendyks, to jeszcze sama rzeczywistość dodała swoje trzy grosze (czy raczej biliony dolarów zadłużenia, wątek z przemówienia prezydenta Joego Bidena).
Cała rozmowa:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Fragmenty na antenie RMF24:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Yankee - jak czytam w internetowej encyklopedii to posiadające wiele znaczeń określenie Amerykanina, ale znaczeń jest już tak wiele, że definicja może się nam całkowicie rozpaść, i gdyby nie takie książki jak "Amerykański reset", rozpad byłby zdecydowanie szybszy.
Ekran z ksik: "Amerykaski reset". Z autork - Eliz Sarnack-Mahoney rozmawia Bogdan Zalewski.Wicej: https://t.co/9ublMQgyYt pic.twitter.com/hztKUVk4hv
RMF24plMay 13, 2023