Twarz. Ludzka twarz. Dobra, dojrzała, wzbudza zaufanie. Przyglądam się jej uważnie. To ratownik medyczny z Trościańca. Z trudem zachowuje spokój. Dużo już w życiu widział, ale ostatnie tygodnie były inne. Mówi szybko, czasami się zacina, jakby ktoś wyłączał mu dźwięk w głośniku. Przełyka ślinę. Zauważył ich, gdy jechali obok siebie na rowerach. Mąż z żoną. Ona dostała pierwszą serią. Próbował ją ratować. Byli kilkaset metrów od szpitala. Potem leżała na ulicy przez dziesięć dni, bo Rosjanie nie pozwali nikogo zabierać. Już ich w Trościańcu nie ma, ale są ludzie, którzy wciąż nie wychodzą z piwnic.
Mam brata lekarza. Jeździ i karetką w pogotowiu. Też się człowiek naoglądał. Oni wszyscy mają w sobie taki mechanizm, który odgradza ich od rozgrywającej się wokół tragedii. Tylko wtedy mogą reagować. Ludzie zawdzięczają im przez to życie. Uruchamiają autopilota i się dzieje - nosze, tlen, defibrylator. Czasami masaż na otwartym sercu przy drodze. Ale to, co stało się w Ukrainie, nie było wypadkiem samochodowym. Rozjechał ją olbrzymi, stalowy pociąg. Strzępy ludzkiego życia, tysiące takich strzępów leżą przy torach. Pociąg przyjechał i odjechał. Na czaszce miał czerwoną gwiazdę.
Nie wiem, jak bym zareagował, gdyby kazano mi w zimie mieszkać w lesie. W nocy minus kilka stopni, w dzień głód i strach. To nie opowieść z oblężenia Stalingradu. Takie sytuacje zdarzały się na obrzeżach Kijowa w ciągu ostatniego miesiąca. Teraz ludzie mogą już o tym mówić - ruscy odeszli. Trzystu zatrzymało się w gospodarstwie pana Anatolija. Spali w domu, w stodole i chlewie. Gospodarz oprowadza ekipę telewizyjną od pomieszania do pomieszczenia. Wszędzie niedopałki i puste butelki po wódce. I te opakowania po suchym prowiancie. Też z gwiazdą.
Kiedy byłem chłopcem, babcia opowiadała mi o sowieckich żołnierzach, którzy wyzwolili naszą wieś. Ukradli dziadkowi złoty zegarek, ale do tego nie wracała często. Pamiętała natomiast szpital, jaki założyli w domu. Młodzi chłopcy umierali, wołając matki i żony. Potem stygli pod prześcieradłem w korytarzu, tam było najchłodniej. Babcia przeżyła połowę życia w PRL-u pod sowietami, ale o tamtych umarlakach zawsze mówiła z szacunkiem. Niedaleko domu, w lesie, stacjonowała jednostka Armii Czerwonej. Jeździliśmy tam na rowerach. Dawali nam czerwone odznaki w zamian za owocowe wino.
Takich wspomnień nie będą mieli mieszkańcy Buczy, Borodianki czy Hostomla. Domy można odbudować, skradzione sprzęty da się odkupić. Ale nie da się wymazać z pamięci gwałtów na dzieciach, torturowanych mężczyzn i zabijanych sadystycznie domowych zwierząt. Nagle przyszli znikąd nieludzie i zatruli wszystko, co było Ukraińcom drogie. Mordowali i niszczyli. Potem wrócili na Białoruś i posyłali pocztą żonom skradzione szybkowary i buziaczki. Rzecznik Putina udzielił pierwszego od początku wojny wywiadu zachodnim mediom. Armia zachowuje się wzorowo. Jest z niej dumny.
Wywiad był stekiem cynicznych kłamstw, ale padło w nim jedno zdanie godne uwagi - ponieśliśmy w Ukrainie znaczne straty i to jest dla nas tragedią - powiedział Dimitrij Pieskow przyzwoitą angielszczyzną. Masz człowieku żonę i dzieci, być może nawet wnuki. Ciekawe czy w nocy śpisz spokojnie? Jestem przekonany, że gdy gaśnie światło, w strzeżonej willi na przedmieściach Moskwy z szafy wychodzą trupy. Wślizgują się do sypialni przez dziurkę od klucza i śpiewają upiorne kołysanki, łapiąc się za nozdrza. Potem wymiotują żółcią na pasiastą piżamę - tak bardzo śmierdzi twoje sumienie!