Niecałe pięć dni pozostało Polakom mieszkającym w Wielkiej Brytanii na odesłanie pakietów wyborczych do konsulatów. Na Wyspach mogą głosować wyłącznie korespondencyjnie. Podczas pierwszej tury ponad 15 tys. takich przesyłek nie powróciło do konsulatów. W internecie roi się od teorii spiskowych. My przyglądamy się faktom.
Żyjemy w serwisach społecznościowych. Jesteśmy do nich podłączeni, jak wtyczka do prądu. Codziennie atakują nas tysiącami wpisów. Nasze zmysły otępiane są nawałnicą filmów i fotografii. Jak się przed tym bronić? Ta kampania wyborcza szczególnie nas uaktywniła. Mnożą się agitatorzy. Dla wielu ludzi, tak duża liczba niezwróconych pakietów wyborczych zapaliła czerwone swatało w głowie. Włączył się alarm. 15,5 tysiąca głosów? Przecież to skandal! Nie upraszczajmy jednak istoty tej straty. Te głosy nie zostały przez kogoś schowane do szuflady. Wysłane zostały z punktu A do puntu B i miały wrócić z powrotem. Powodów dlaczego tak się nie stało może być wiele. Ale dla zwolennika teorii spisowej jest jeden: ktoś koniecznie musiał maczać w tym palce!
Przy tak olbrzymiej liczbie wysyłanych pakietów musi znaleźć się miejsce na margines ludzkiego błędu. Jesteśmy przed druga turą. W niecałe cztery dni ambasady i konsulaty wysłały 180 tys. takich przesyłek - o 50 tys. więcej niż w pierwszej. Każda musiała być dokładnie sprawdzona z rejestrem wyborców. Każda powinna zawierać kartę do głosowania z pieczątką komisji wyborczej i oświadczenie do podpisania przez wyborcę. Nie mówię już o kopercie zwrotnej, której numer musiał zgadzać się z tym wybitym na karcie. Na pewno zdarzą się pakiety, które dojadą niekompletne lub z wymieszaną zawartością. To podpowiada rachunek prawdopodobieństwa. Tak być nie powinno, ale nie da się tego wykluczyć. Z pewnością znajdą się ludzie, którzy z tego powodu nie zdążą zagłosować. Dla każdego z nich będzie to osobistym dramatem, a opis tego na Facebooku poruszy sumienie każdego demokraty.
Jest jednak różnica między błędem systemowym a statystycznym. Między celowym działaniem a przypadkiem. Nie lubimy, gdy nam się mówi, że jesteśmy statystyką - wiem to doskonale. Wówczas lepiej włączyć zdrowy rozsadek. Od kilku dni w mediach społecznościowych krąży zdjęcie karty wyborczej, na której są dwa kwadraciki do postawienia krzyżyka i dwa te same nazwiska - Andrzeja Dudy. Gdy je zobaczyłem po raz pierwszy, utraciłem wewnętrzny spokój. Nie dlatego, że stałem się oto świadkiem mistyfikacji. Nic podobnego. Jestem dziennikarzem i fotografem - taki fotomontaż można zrobić w pięć minut. Zastanówmy się głośno - jaki miałoby sens sabotowanie tych wyborów tak grubymi nićmi? Komu służyć? O czym by świadczyło i do czego powinno nas przekonać? To jest tak absurdalne, że za każdym razem, gdy o tym myślę, wracam do punktu wyjścia. Jedno takie zdjęcie na Facebooku zostaje udostępnione setki razy. Nawet tysiące. To nie czyni z fotomontażu rzeczywistości, za to zrobi idiotę w wyborcy.
A teraz parę studzących emocje faktów. Do wtorku na adresy konsulatów powróciło 28 tys. pakietów wyborczych. To około 15 proc. z wszystkich wysłanych. Jeśli do końca dzisiejszego dnia dotrze ich 36 proc. wówczas będziemy mogli mówić o podobnym tempie głosowania jak w pierwszej turze. Nie chcę zapeszać, więc powstrzymam się przed oceną tych proporcji. Należy jednak pamiętać, że tym razem wyborcy, których kandydaci odpadli z walki o fotel prezydencki, mogą nie zechcieć zagłosować. Są natomiast częścią ogólnej statystyki, ponieważ automatycznie otrzymali pakiety wyborcze. Przed drugą turą, placówki dyplomatyczne stanęły na głowie i zakończyły ten proces wcześniej. Półtora dnia przed ustawowym terminem. Przy sortowaniu i wysyłce pracowała armia ludzi. Członkowie służb publicznych i ochotnicy - prawie 24 godziny na dobę. W komisjach wyborczych w najbliższą niedzielę ponownie znajdą się przedstawiciele organizacji polonijnych i społecznicy. Także mężowie i damy zaufania. To powinno zapewnić przejrzystość liczenia głosów.
Ponownie, jak w pierwszej turze, olbrzymią rolę do odegrania ma brytyjska poczta, która w czasie pandemii działa w nieco zwolnionym tempie. Swoją rolę odegrają także kurierzy obywatelscy, którzy odbierać będą pakiety od Polaków w różnych częściach Londynu i dowiozą je w niedzielę do konsulatu. Także sam wyborca musi zachować się odpowiedzialnie - zaznaczyć kartę krzyżykiem i odesłać pakiet zgodnie z regulaminem. Jeśli tego nie zrobi precyzyjnie, jego głos nie będzie ważny.
Stąd mój mały apel do osób, którzy decyzją Sejmu w Warszawie, mogą zagłosować w wyborach prezydenckich wyłącznie korespondencyjnie. Po pierwsze, nie zapominajcie, kto o tym postanowił i jakie ma to dla was konsekwencje. Po drugie, spróbujcie przekonać niezdecydowanych do wzięcia udziału w wyborach, bo te głosy mogą wybrać nam prezydenta - może nawet sami należycie do tej grupy? Jeśli nie potraficie lub nie macie na to ochoty, proponuje prosty zabieg: zginacie najgrubszy palec w dłoni i chowacie go w czterech pozostałych. Lepiej trzymać kciuki za wynik niedzielnego głosowania, niż mnożyć teorie spiskowe.