Prywilla, obwód ługański - ludzie wylatują z piwnicy na podwórko jak naboje z karabinu. Potem sprintem przez trawnik wprost do podstawianych minibusów z włączonymi silnikami. Po dziesięć, piętnaście osób w każdym - ile wejdzie. Słychać niedalekie wybuchy i nawoływania dorosłych. Kobiety ciągną za sobą przerażone dzieci. Płaczą. Żołnierze im pomagają. W każdej chwili może zacząć się ostrzał i wtedy będzie za późno - muszą złapać to ostatnie połączenie. Gaz do dechy, pisk opon, minibusy znikają. Trwa ewakuacja ludności z okolicznych wiosek. Front zjada ukraińską ziemię.
Jest jak wybuch wulkanu - początkowo w powietrze leci ogień, stopione skały i kłęby dymu. Potem wypływa lawa. Najpierw szybko, po czym wolniej. W końcu wygląda, jakby stanęła w miejscu, ale z bliska widać, że porusza się z prędkością kilku centymetrów na godzinę. Tak jest na wschodzie Ukrainy. Istnieje inne ważne podobieństwo. Pod płynnym jęzorem wszystko ulega zniszczeniu. Można sobie wyobrazić nowy krajobraz - martwą topografię po rosyjskiej agresji. Wiele lat minie, zanim na wulkanicznym pustkowiu zakiełkuje życie. Trudno będzie usunąć znienawidzoną warstwę lawy.
Kolejna zbiorowa mogiła? W wykopanym dole leżą ludzie - zawinięci są w różnokolorowe śpiwory. Po chwili w kadrze pojawia się żołnierz. Ma w ręce karabin, w ustach papierosa. Jego koledzy śpią w okopach jak kłody, jeden obok drugiego. On nad nimi czuwa. Jesteśmy w lesie, ale nie słychać ptaków, jedynie pomruki frontu. Filmy docierające ze wschodu Ukrainy ukazują przeważnie walkę. W ruch idą wyrzutnie, płoną rosyjskie czołgi. Ale żołnierz musi odpoczywać. Bezsenność w czasie pokoju jest koszmarem, co dopiero brak snu na wojnie. Wartownik puszcza do kamery oko i znika z kadru.
Rosjanie zburzyli ostatni most, który łączył Siewierodonieck z zachodem Ukrainy. Obrońcy miasta są odcięci. Także ludzie, którzy nie zdążyli się w porę ewakuować. Część schroniła się w tamtejszych zakładach chemicznych. Szykuje się powtórka Mariupola. Potrzeba nam więcej amunicji - apeluje prezydent Zełenski. Broń płynie z zachodu, ale robi to z szybkością stygnącej lawy. Potrzebne są wyrzutnie rakietowe dalekiego zasięgu - to relatywne pojęcie. Wystarczy, żeby strzelały dalej niż rosyjskie, wówczas obsługujący je Ukraińcy są bezpieczni. Bezpiecznie mogą zmieniać swoją ziemię w ugór.
Prezydent pojawia się codziennie w mediach społecznościowych w tym samym zielonym t-shircie. Rozmawia z narodem. Ani razu od początku wojny nie opuścił wieczornej audiencji. Gości w domach Ukraińców, a oni zapraszają go do stołu. Jest ich przywódcą i nadzieją. Prosi o cierpliwość i zaleca determinację. Nie ukrywa też powagi sytuacji, nie unika trudnych do przyswojenia faktów. Ale nie zmienia prognozy - Ukraina tę wojnę wygra! Stał się szekspirowskim bohaterem, który bez próby generalnej prowadzi kraj przez scenę. Dobro walczy ze złem. Upraszczam tę tragedię? Nie sądzę!
Intrygujące zdarzenie w Kijowie. Do siłowni wchodzi człowiek z włączoną kamerą. Wokół sami mężczyźni - robią pompki, podciągają się na drążkach. Jedni ćwiczą na maszynach do wiosłowania, inni podnoszą ciężary. Kamerzysta podchodzi do nich - to członek pułku Azow, który właśnie wrócił z frontu. "No i co, pacany - mówi - dlaczego nie prężycie tak mięśni na wojnie". Podchodzi do gościa, który z chirurgiczną precyzją stawia stopy na bieżni. Atleta uśmiecha sie i pokazuje mu kciuk. Weteran mówi, żeby go sobie wsadził w dupę. Wszyscy powinni teraz bronić kraju - ma prawo tak mówić.
Tymczasem w tzw. Ludowej Republice Donieckiej kobiety wyszły na ulice. Żądają informacji o mężach, których wcielono do wojska. Od czterech miesięcy nie miały z nimi kontaktu. Na czele grupy, rosła blondynka. Mówi pewnie. Zachowuje się stanowczo i patrzy w obiektyw. Nie obawia się, że za chwilę wsadzą ją do radiowozu i odwiozą na komisariat. Kobiety chcą zobaczyć ojców swoich dzieci i żadne przemówienia minotaura na Kremlu tego nie zmienią - choćby nie wiem jak stukał kopytami i parskał pianą. Rosyjska baba domaga się powrotu chłopa z wojny. W całości, nie w kawałkach.