Na niecały miesiąc przed brexitem tamtejszy rząd ogłosił program pomocy dla najbiedniejszych regionów Wielkiej Brytanii. Miliard funtów otrzymają miasta przez rząd wytypowane, pozostałe 600 tys. będzie do rozdania po rozpatrzeniu wniosków nadesłanych od lokalnych władz. Opozycja parlamentarna nazwała tę propozycję "łapówką".

REKLAMA

W przyszłym tygodniu Izba Gmin ma ponownie zagłosować nad ostatecznym porozumiem zawartym z Brukselą. Już teraz wiadomo, że od historycznej porażki rządu w styczniu, Londynowi nie udało się uzyskać jakichkolwiek ustępstw w Brukseli. Ogłoszony właśnie program pomocy jest bardziej związany z brexitem, niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać.

Pieniądze zainwestowane w północnych i środkowych regionach Anglii miałyby stymulować w nich wzrost gospodarczy i zwiększyć poziom zatrudnienia. To nie będzie jednorazowy zastrzyk - fundusze będą przyznawane na przestrzeni kilku lat. Według opozycji, rząd usiłuje w ten sposób skłonić posłów reprezentujących konkretne okręgi wyborcze do poparcia jego planu realizacji brexitu. Wśród miast, które zostaną wytypowane, znajdą się okręgi wyborcze zarządzane przez opozycyjną Partię Pracy, otwarcie popierającą ideę zwołania drugiego referendum. Są również byłe ośrodki górnicze, które po zamknięciu kopalń, stały się jednymi z najbardziej ubogich regionów Wielkiej Brytanii.

Oczywiście pragniemy, by ustawa brexitowa została przyjęta w parlamencie, ale nasz program pomocy nie ma z tym głosowaniem nic wspólnego - zapewnił w wywiadzie dla BBC odpowiedzialny w rządzie za politykę socjalną minister James Brokenshire. Podkreślił jednocześnie, że pieniądze z funduszu pomocy dla ubogich miast zostaną rozdysponowane bez względu na to, jak potoczą się losy brexitu.

Kość niezgody

Do 12 marca Izba Gmin ma zagłosować nad porozumiem w sprawie warunków wyjścia z Unii Europejskiej, które zostały już zaakceptowane przez 27 pozostałych państw Wspólnoty. Zasadniczym punktem spornym wciąż pozostaje unijna granica, która po brexicie przecinać będzie Irlandię. Wbudowana w tekście porozumienia "polisa ubezpieczeniowa" gwarantuje swobodny przepływ ludności i towarów miedzy brytyjskim Ulsterem a Republiką Irlandii, w przypadku gdyby nie udało się wypracować nowych umów handlowych z Unia Europejską.

To jedyny sposób na uniknięcie kontroli na powstałej granicy. Ceną takiego rozwiązania byłoby jednak pozostanie całego Zjednoczonego Królestwa w unii celnej i ścisły związek ze wspólnym rynkiem. To uniemożliwiłoby Wielkiej Brytanii zawieranie bilateralnych umów handlowych po brexicie, co było jedną z naczelnych obietnic referendum. Wielka Brytania nie będzie mogła się z tego układu samodzielnie wycofać. Nie ustalono też konkretnego terminu, w którym miałby on wygasnąć.

Strach ma wielkie oczy

Przeciwnicy porozumienia w tej postaci twierdzą, że takie rozwiązanie problemu Irlandii Północnej stwarzałoby realną groźbę podziałów w Zjednoczonym Królestwie, których następstwem byłby kryzys konstytucyjny. Negowałoby ono także postanowienia Wielkopiątkowego Porozumienia, które w 1998 roku położyło kres bratobójczym walkom katolików i protestantów. Głosując w 2016 roku w referendum, Brytyjczycy nie zastanawiali się nad konsekwencjami brexitu dla Irlandii.

Mieszkańcy Ulsteru zdecydowanie opowiedzieli się za pozostaniem w Unii Europejskiej. Według najnowszych doniesień, brytyjski rząd nie zabiega już o uzyskanie konkretnych ustępstw w tej sprawie, które zapisane zostałyby w tekście porozumienia. Powodem jest nieustępliwość Brukseli, która odmawia jakichkolwiek renegocjacji.

Co dalej?

Jeśli ponowne glosowanie w Izbie Gmin zakończy się znowu klęską rządu, parlament będzie mógł opowiedzieć się za odroczeniem daty brexitu. Jakakolwiek zmiana w terminie jego realizacji będzie musiała zostać zatwierdzona przez wszystkie pozostałe kraje Unii Europejskiej. Im dłuższe opóźnienie, tym szanse na zorganizowanie drugiego referendum staną się większe. Pierwsze glosowanie w Izbie Gmin nad porozumiem brexitowym rząd przegrał miażdżącą różnicą 230 głosów. Rząd robi wszytko, by ponowne głosowanie wygrać.

Według niektórych komentatorów, zapowiedz finansowej pomocy dla najuboższych regionów Wielkiej Brytanii akurat teraz - wobec braku postępów w rozmowach z Brukselą i zbliżającą się datą kluczowego głosowania w Izbie Gmin - jest desperacką próbą rządu premier Theresy May skłonienia parlamentarzystów do poparcia jej planu realizacji brexitu.