Siedzi w okopach z karabinem na kolanie. Wokół worki z piaskiem. Na głowie ma hełm, a w ręce komórkę. Obok leżą zapisane ręcznie kartki. To nie najnowszy rozkaz. Fedir Szandor jest wykładowcą na uniwersytecie. Kiedy trzeba walczy, a w międzyczasie prowadzi zajęcia ze studentami. Takich paradoksów wojny jest więcej. Pojawiają się nagle na ukraińskich portalach między nagraniem ze szturmu piechoty i atakiem drona na rosyjskie czołgi. Zawsze zadaję sobie to samo pytanie - czy to mi się śni, czy naprawdę w Europie toczy się straszna wojna. Rosja atakuje. Ukraina się broni.
Fedir Shandor, Doctor of Philosophy, Professor of Uzhgorod National University, President of Transcarpathian Tourist Organization, gives a lecture to his students. #StandWithUkraine#StopRussianWar#LifeWillPrevail pic.twitter.com/rpoDiVnAPG
MFA_Ukraine6 maja 2022
Nie znam Fedira. Ma swoje lata. Mógłby być ojcem, może nawet dziadkiem. Nie wiem, jak wyłącza żołnierza i staje się profesorem. Najwyraźniej człowiek ma w sobie ukryty guzik, który pozwala mu funkcjonować w strasznych okolicznościach. Guziki muszą być dwa - gdy wróg pojawia się na horyzoncie, Fedir przerywa wykład i chwyta za karabin. Jest też trzeci, który sprawia, że staje się już tylko instynktem. Kończą się teoretyczne ćwiczenia. Musi zabijać ludzi młodszych od swoich studentów. Przydałby się guzik do naciśnięcia po wojnie, żeby ten koszmar wymazać z pamięci.
Przejdziemy przez ten most, gdy do niego dotrzemy - Anglicy mają mnóstwo takich życiowych powiedzeń. Inne - "keep calm and carry on" - pochodzi z czasów II wojny światowej. Zaleca zachowanie spokoju i robienie swojego. Oba można odnieść do aktualnej sytuacji w Ukrainie. Najpierw trzeba wygrać, dopiero potem przyjdzie czas na szukanie guzika niepamięci. Cztery tysiące kilometrów od Donbasu - w Londynie - łatwo zadawać akademickie pytania. Fedir nie ma na to czasu. Gdybym był jego studentem, dostałbym pałę z wykrzyknikiem i nie byłoby zaliczenia.
Gdzie kończy się obserwacja, a zaczynają bezproduktywne dywagacje? Chciałbym ich uniknąć. Kładę na wagę słowo - patrzę na nie pod światło, mierzę na języku. Dopiero potem zostaje na ekranie. Marzę o dniu, kiedy nie będą miał o czym pisać. Kiedy mój umysł wyrwie się z oblężenia. Kiedy skończy się ta wojna! Na razie jest narkotykiem. Stałem się od niej uzależniony. To ważny moment, jak przyznanie się alkoholika do nałogu. Ale gdybym miał być zupełnie szczery, nie chcę wracać do czasu naiwnej beztroski - bo nie zaatakują! Pisanie jest pokutą za brak wyobraźni.
Mam całą kolekcję kadrów, które najlepiej opisują tę wojnę. Pisałem o nich wcześniej - o dziewczynie w żółto-niebieskim płaszczu z psami, które uratowała ze schroniska. O eleganckiej pani na tle zwęglonych bloków i poszytej twarzy z pierwszej strony "Guardiana", która wygląda jak mapa Ukrainy. W tej kolekcji nie ma wybuchów ani porzuconych trupów. Ludzka niezłomność wygrywa z każdym aktem największego barbarzyństwa. To ją kolekcjonuję. Patrzę na zdjęcie Fedira. Profesor nadal prowadzi zajęcia w okopach. Nie nacisnął żadnego guzika - oto magia fotografii.